Okres przed sesją jest znacznie gorszy niż sama sesja, mnóstwo projektów do oddania, kolokwiów do napisania, terminy zerowe... Chwilami nie wiem, jak się nazywam. Dodatkowo zmienna pogoda, brak ruchu i świeżego powietrza(bo zwyczajnie nie ma kiedy) i mało snu dają mi się powoli we znaki - robię się marudna i drażliwa, czasem mam ochotę sobie popłakać, ot tak, bo świat jest zły :D
Hektolitry herbaty z malinami lub cytryną i coś dobrego do zjedzenia od czasu do czasu pomagają, chociaż tym samym chyba akcję "zero słodkości(w tygodniu)" muszę zacząć od posesji, bo inaczej się chyba nie da... Pamiętam zeszłoroczne wyprawy znajomych do Biedronki, skąd wracały z naręczami ciastek, lodów i żelków, tak pomocnych przy wkuwaniu matematyki lub programowaniu. Diety nie mają wtedy szans :D
ciekawe:)
OdpowiedzUsuńBardzo intesujący jest twój blog i chętnie tu zaglądałam. Okazało sie jednak że cofnęłaś (?) mi dostęp. Może teraz będę miała więcej szczęścia.....
OdpowiedzUsuńCofnęłam? o.O Nie mam pojęcia jak mogłam to zrobić, bo nigdy nic takiego nawet mi nie przyszłoby do głowy...
Usuń