Oj, dawno tej serii na blogu nie było, a wcale przecież nie znaczy to, że nic nie wąchałam ;) Chociaż przyznam, częstotliwość palenia wosków nieco spadła, ograniczając się w sumie tylko do weekendów... W którąś sobotę zdecydowałam się dać szansę woskowi Kringle, którego szczerze mówiąc trochę się obawiałam. Jednak w końcu się przełamałam i...
Autumn Winds to jesienny zapach opisywany na polskiej stronie Kringle Candle jako Nostalgiczny zapach świeżo opadłych liści, drzewnych aromatów oraz odrobiny słodyczy.
Wzięłam go głównie ze względu na opis i moją miłość do jesiennych zapachów jesienią. Po powąchaniu go jednak na zimno troszkę się skrzywiłam - aromat, jaki poczułam był bardzo specyficzny. Prawdę mówiąc, byłam przekonana, że mi się nie spodoba, że będzie to niewypał, trochę jak zeszłoroczne Red Berry Cedar od Yankee. Na zimno czuć powiem przyprawy i suchość drewna, liści? Ale zapach jest gryzący i taki właśnie...suchy, drzewny, ale w dosyć płaskim wymiarze.
Szkoda by jednak było gdyby kupionego wosku w ogóle nie zapalić. Zrobiłam to i powiem Wam - nie żałuję!
Wosk po zapaleniu zmienia nieco swój charakter - nadal czuć w nim przyprawy i drzewne nuty, suche liście, ale ulatnia się gdzieś ta ostrość i suchość, a wyłania się korzenna słodycz, obiecana w opisie. Nadal jest to aromat nietypowy, nie mogę go porównać do żadnego innego wosku, ale powinien przypaść do gustu wielbicielom nut przypraw i drewna.
Rzeczywiście kojarzy się z opadłymi liśćmi i jesiennym wiatrem, chociaż teraz, w grudniu także będzie przyjemnym towarzyszem - zwłaszcza, że jeszcze nawet nie ma śniegu ;)
Jak wszystkie woski Kringle jakie do tej pory miałam nie kruszy się, zapach jest intensywny, szybko wypełnia pomieszczenie i czuć go jeszcze długo po zgaszeniu. Jakościowo woski tej firmy oceniam zawsze bardzo dobrze, a ten konkretny zapach zdecydowanie wart jest wypróbowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz