Uff! W koncu trochę oddechu.
I tak, brzmi to dosyć dziwnie zważając na fakt, że dopiero teraz(a właściwie od czwartku) rozpoczęła się sesja. Niemniej jednak mam właściwie tylko dwa egzaminy i jedno kolokwium, resztę dni mogę zatem spędzić w domu. A wiadomo - i pospać troszkę dłużej, i skrobnąć się zdarzy, bo w końcu nie muszę codziennie latać po mieście i oddawać wszystkiego na jużteraz.
W ramach relaksu i powiedzmy, małej nagrody za ciężki koniec semestru zakupiłam sobie kilka nowości. większość z internetów, rosyjskich cudeniek, które niestety tylko chwilowo zaspokoiły mój apetyt. Niedługo imieniny i urodziny i już myślę, na co jeszcze mam ochotę... :D
Dzisiaj więc w ramach odpoczynku od nauki chwalę się tymi moimi nowościami.
W Rossmanie zakupiłam oliwkę, słynną już Babydream fur Mama - moja skóra potrzebuje ekstra dawki nawilżenia i natłuszczenia, do włosów też ją zresztą wykorzystam - oraz olejek do kąpieli, całkiem przyjemny.
Reszta pochodzi z internetowego sklepu, tym razem(korzystałam już z kilku różnych) z Lawendowej Szafy. Nie jest to żadna reklama, po prostu zakupy tam były przyjemne i sprawne :) Moje osobiste odczucie.
O tej masce pisała niecierpek i podzielam jak na razie jej zdanie na ten temat. Pierwsze spotkanie z tą maseczką do twarzy z łosiowym mlekiem(prawda, że uroczo brzmi?) sprawiło, że w tej chwili myślę między innymi o tym, które warianty jeszcze warto by wypróbować(zamiast myśleć o adresacji IP).
Przy okazji zakupów kliknęłam w nową serię Afryka od Planeta Organica. Borykam się od jakiegoś czasu z szorstką i przemrożoną skórą dłoni i szukałam czegoś skutecznego - powiem szczerze, krem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył w kwestii działania, na dłoniach przebija chyba nawet ulubione masło shea :)
Wieczorem oliwka, a rano masło od Babuszki Agafii, amarantusowe. Wyczuwam w nim co prawda nuty chemiczne(może to od opakowania, bo ciut zalatuje plastikiem) ale po posmarowaniu woń się ulatnia, a działanie jest przyjemne i jak na razie rekompensuje ten minus.
Olejek do włosów z nowej serii Babci Agafii też mnie skusił. Dziewczyny na kilku blogach już testowały, postanowiłam i ja spróbować. Wybrałam wersję odżywczą, obłędnie pachnącą, na mój nos chyba suszonymi jagodami i jałowcem. Załapała się też maska, tym razem do włosów. Nie próbowałam jeszcze, ale, rzecz jasna, wąchałam - cudny zapach.
To nieszczęsne masło jako jedyne chyba ciut odstaje zapachowo, tak w ramach refleksji...
...bo to serum także ślicznie, niesamowicie oryginalnie pachnie i ma fenomenalny skład. Szeroko chwalone, odmładzające z żeń-szeniem rozpoczęło już swoje testy, zobaczymy, jak się sprawdzi.
Generalnie jak widać z zakupów jak na tę chwilę jestem bardzo zadowolona. Mogę też z całą pewnością stwierdzić, że jestem miłośniczką produktów rosyjskich, a mam chyba predyspozycje na maniaczkę :)
A dzisiaj prócz zdjęć kosmetyków pozwoliłam sobie na kolejną chwilkę przerwy - trzeba było ufarbować dwucentrymetrowe odrosty. Nie wiem, jak bym sobie poradziła bez małej pomocy mamy ;)
pokaz efekt farbowania ;p
OdpowiedzUsuńDzisiaj pokażę, ale zawsze jest taki sam :D
UsuńW taki sam sposób dogadzamy sobie w sesji - ja też rosyjskimi kosmetykami :D.
OdpowiedzUsuńRozjaśniasz włosy, czym farbujesz? Piękny kolor. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Garnier Olia 8.0 blond :)
Usuń