Mowa tu o żurawinowym kremie ujędrniającym od firmy Apis. Nazywa się on Żurawinowa witalność i nabyłam go gdzieś w okolicach września, po tym jak na temat kremów Apis przeczytałam kilka pochlebnych recenzji.
Dostać można go bez problemu w aptekach DOZ - weszłam, poprosiłam, nie było na stanie, ale przyjechał już następnego dnia. W dodatku zapłaciłam 12 złotych za słoiczek o pojemności aż 110ml - wierzcie mi, to bardzo dużo w przypadku kremu do twarzy! Stosunek ceny do jakości - bajka.
Pojemnik jest plastikowy, z plastiku, który może wydawać się cienki, ale na razie nic mi się z nim nie stało. Opakowanie jest miłe dla oka, a design prosty, ale ładny, jednak to nie o walory estetyczne przecież chodzi ;)
Aqua, Grape Seed Oil, Sunflower Oil, Argania Spinosa Oil/Argania Spinosa Kernel Oil, Glycerin, Carbomer, Cranberry Extract, Aloe Extract, Cetearyl Alcohol & Ceteareth 20, Collagen, Elastin, Zinc Oxide, Titanium Dioxide, Triethanoloamine, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Tocopherol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Benzyl Alcohol, Parfum, Annatto.
Prócz olejku arganowego zawiera także olej z pestek winogron i słonecznikowy, ekstrakt z żurawiny, ale i z aloesu, do tego kolagen, elastynę, witaminę C, filtry... Nawet zastosowany barwnik jest naturalny.
Krem ma lekką konsystencję, chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się ciut gęsty. To jednak tylko kamuflaż, bo świetnie się rozprowadza i szybko wchłania, jednocześnie dobrze nawilżając. Pachnie miło, delikatnie słodko, może nie do końca żurawiną, ale czuć owocową nutę.
110 ml starczy mi chyba na wieki, bo niewielka ilość wystarczy, by pokryć dokładnie całą buzię.
A jak z działaniem? Świetnie!
Uwielbiam moją twarz po posmarowaniu się nim, czuję, jaka jest nawilżona, zupełnie inna w dotyku, taka milutka, ale nie tłusta. Sprawdza się pod makijaż, nic nie spływa i nie świeci.
A co najważniejsze, rzeczywiście ujędrnia. Może nie jakoś spektakularnie, ale czuję(i widzę) różnicę. Moja skóra jest bardziej napięta i gładsza, mimo że w wieku lat dwudziestu żadnych zmarszczek jeszcze nie mam. Mam jednak nadzieję, że dzięki stosowaniu takich kremów pojawią się one znacznie, znacznie później ;) Naprawdę wierzę w moc odżywczą tych dobroczynnych składników, zwłaszcza, że rzeczywiście czuję ją na sobie.
Chociaż Sylveco polubiłam, to Apis nie tylko mu dorównuje, ale może nawet i trochę go przewyższa składem i działaniem. Na razie mam go i mieć go będę jeszcze dłuuuugi czas, zanim się skończy, ale na pewno o kremach Apis będę pamiętać. Kusi mnie na lato kremik arbuzowy ^^
Zaciekawił mnie ten krem :) Ja za Sylveco nie przepadam, wszystkie ich kremy są dla mnie za tłuste :P
OdpowiedzUsuńSylveco na twarzy też czułam,, ale ja to lubiłam. A miałam tylko "lekki" krem, ciekawe jak ten z betuliną, niby bardziej treściwy wygląda :D
Usuń