Niedziela dla włosów: kakao

Lubicie kakao? Ja bardzo! W chłodny wieczór niewiele rzeczy może równać się z kubkiem gorącego kakao na mleku. Ostatnio wypróbowałam też dodatek brązowego pudru do kawy o świątecznym smaku. Ale kakao w masce do włosów? O takich cudach to myśmy tylko słyszeli... Do czasu.

Postanowiłam i ja wypróbować maskę do włosów z tym dodatkiem, skuszona efektami innych blogerek, które ponoć miały po nim "nawilżone, miękkie i gładkie włosy". Na takie efekty to ja zawsze jestem chętna.

Niedziela zaczęła się właściwie wczoraj, od pofarbowania odrostów. Długość zostawiłam nietkniętą, farba stała w połowie zużyta od lipca i zastanawiałam się, czy czasem nie wyjdzie mi pomarańczowy czubek, ale wszystko poszło świetnie i już wiem, że długość odświeżać będę co kilka farbowań, a nie co każde. Włosy nie były przesuszone, a na skalp nałożyłam balsam-aktywator wzrostu, coby na pewn skóra też była nawilżona. Kłaczki po wysuszeniu były miękkie jak zwykle, wiedziałam więc, ze każdy niedzielny efekt będzie zasługą dodatku kakao(to się odmienia?).

Na noc nałożyłam na skalp i włosy u nasady Sesę, na długość - olej awokado wymieszany z Amlą Jasmine. Rano umyłam wszystko duetem który ostatnio poszedł w odstawkę - szamponem i balsamem myjącym Sylveco.

A potem przyrządziłam mieszankę - maskę toskańską, trochę Seri, kilka kropel oleju porzeczkowego i kakao. Nie pokażę zdjęć, bo zachęcająco to nie wyglądało... Całość wyszła kleista i ciut grudkowata, inaczej niż w przypadku np. maski z mąka ziemniaczaną. Mocno pachniała też kakaem, zapach zdominował nawet silny aromat maski PO :)

Trzymałam około 30 minut, spłukałam dokładnie, dopóki woda z brązowej nie zrobiła się przejrzysta.

Wizualnie włosy prezentują się jak widać - bardzo gładkie, ujarzmione. Nic nie odstaje, nawet końcówki są znośne, całość ładnie błyszczy. Także cud, miód i maliny. 

Ale na żywo niestety, kakao nie dodało im miękkości. Wręcz przeciwnie, usztywniło je, a za tym nie przepadam. W dotyku nie są specjalnie nawilżone, wręcz brakuje im nieco tej wilgoci. Nie są elastyczne, chociaż mam wrazenie, ze jest ich jakby więcej.

Także - objętość i wygładzenie na tak, ale wolę, gdy są miękkie w dotyku i miłe. Będę kombinować jeszcze z tym dodatkiem do masek, być może w innej konfiguracji sprawdzi się lepie.

PS Czy wiecie, że w magiczny sposób pozbyłam się kremu Isany i maski regeneracyjnej z PO? A jak? Otóż w domu był złodziej. Połasił się na trochę maminej biżuterii i...te dwa kosmetyki z łazienki. 

Nie wierzę.