Konkretniej - tych w moim posiadaniu. Tak jak latem mogę prawie wcale ich nie używać, tak jesienią i zimą jestem wręcz ich maniaczką. Dłonie, nawet w rękawiczkach narażone są na wiatr, niskie temperatury, otarcia. Kremy są więc niezbędne by chronić i pielęgnować - nie tylko dłonie, ale także i paznokcie. Jakich używam dla mojej dość wymagającej skóry dłoni, które polecam?
wśród tych pięciu mam swoich ulubieńców jak i egzemplarze nie do końca trafione. Zapraszam na mini-recenzje, po kolei :)
Zimowy Krem Rozgrzewający kupiłam za niecałe 4 złote w Makro albo w Selgrosie nawet nie pamiętam. Rok temu byłam w posiadaniu wersji z żurawiną, która obłędnie, zimowo pachniała. Przyznam, ze byłam ciekawa głównie zapachu wersji drugiej. Niestety - jest to mało zimowy dla mnie świeży imbir(a więc raczej orzeźwiające, cytrynowe nuty). Krem nie rozgrzewa, chociaż tego się akurat nie spodziewałam.
Jest to bardzo lekki krem, mimo obecności obiecywanych 10% olejów(sojowy, sezamowy i shea) i nawilża na bardzo krótko. Dla mnie jest za słaby, mam wrażenie, że jego żurawinowy brat spisywał się pod tym względem lepiej - a z pewnością przepięknie pachniał. Plusem jest szybkie wchłanianie się, toteż krem ten mieszka przy komputerze, gdzie mogę smarować dłonie częściej i zaraz wrócić do pisania.
Multiwitaminowy krem do rąk z serii Morze Martwe z rosyjskiej Planety Organiki skusił mnie składem, w którym sporo witamin: PP, A, B5, E. Ponieważ zaś nie ma w nim dużo olejów, wybrałam go na wiosnę. Mam go do tej pory, bo jak wspomniałam, latem nie używam kremów prawie wcale. Ten jest w porządku, chociaż ulubieńcem nie jest.
Jest średnio gęsty, ma ładniutki, blado fioletowy kolor. Pachnie bardzo, bardzo intensywnie grantem z domieszką czegoś - nie wiem czego, ale aromat jest naprawdę mocny. Niestety, nie da się używać tego kremu zbyt często bez zmęczenia nosa. W małych dawkach zapach jest nawet przyjemny. Nawilżenie jest na dobrym poziomie, krem zostawia delikatną otoczkę, która nie przeszkadza i jest na dłoniach jakiś czas.Nie jest ratunkiem na mocno zniszczone dłonie czy na wielkie mrozy, ale spisuje się dobrze w takich warunkach jak teraz.
Mój najnowszy nabytek i zdecydowany ulubieniec :) Krem z The Secret Soap Store z masłem shea. Na pewno kupię kolejną tubkę, gdy tylko wykończę tę, nie wiem tylko czy zmieniać wersję zapachową, czy nie. Ta bowiem - porzeczkowa - jest absolutnie cudowna! Nie są to jednak świeże porzeczki, ale aromat pojedynczych żelków-dinozaurów, które w dzieciństwie czasem kupowała mi mama. Nie da się go opisać, ale uwielbiam go - słodki, lekko kwaskowaty, idealny. Mogłabym go wąchać i wąchać.
Krem jest bardzo gęsty i treściwy - nic dziwnego, bo zawiera aż 20% masła shea. Zostawia na skórze ochronny film, więc stosuję go zawsze na noc. Świetnie nawilża, wygładza i regeneruje, rano moje dłonie sa gładkie, a wszelkie suche miejsca znikają. Z całego serca polecam!
Kolejny krem to mój drugi ulubieniec - pisałam o nim w lutym(klik), powtórzę się więc krótko - działa i to bardzo dobrze. Regeneruje i odżywia nawet bardzo szorstką skórę, z którą w ubiegłą zimę miałam spory problem. To moja druga tubka.
Mimo lżejszej niż w porzeczkowym kremie konsystencji świetnie wygładza i nawilża. Ma ciekawy, dobry skład i słodki zapach mango. Wchłania się dosyć szybko, zostawiając na dłoniach delikatną, aksamitną powłoczkę ochronna, która nie przeszkadza, a otula.
Ostatni krem pochodzi z tej samej serii co ten z mango, czyli afrykańskiej linii Planety Organiki. Ten tutaj jest z kolei z olejem makadamia. I już nie jest aż tak dobry jak tamten, chociaż to nadal godny polecenia krem do rąk.
Jest gęstszy niż jego różowy brat i wolniej się wchłania. Ma kremowy, słodki zapach i dobrze pielęgnuje dłonie, natłuszczając je i nawilżając. Stosuje go raczej w domu i nie przy komputerze, bo jednak jest bardziej treściwy. Mimo to, nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak wersja z mango - może dlatego, ze to jej użyłam jako pierwszej. Niemniej, jest to nadal jeden z lepszych kremów jakie miałam, z pewnością lepszy niż większość drogeryjnych kremów.
tak myślałam, że tsss będzie najlepszy :) szkoda, że nie podałaś cen ;) ja kremów nie używam prawie wcale, a właśnie wczoraj dostałam jeden z green pharmacy, zobaczymy jak się spisze!
OdpowiedzUsuńCeny zależą zazwyczaj od sklepu, czasami rozstrzał jest duży :) Rosyjskie wahają się w granicach 10-13 złotych, Imbirowy jak wspominałam kosztował koło 4, natomiast TSSS w starym opakowaniu to około 22 złote, ale ponoć teraz wchodzą nowe, które kosztują prawie 40 :/
Usuń