poniedziałek, 30 września 2013

Haul zakupowy


Nic tak nie poprawia humoru przed rozpoczęciem kolejnego pracowitego semestru niż zakupy ;)
Kupiłam sobie buty oraz sporo kosmetyków, reszta musi poczekać na swoją kolej.
Oprócz tego, co na zdjęciach zamówiłam też parę rzeczy z internetu, pochwalę się(i przetestuję) jak przyjdą.


1. Dwie próbki masek Isany, ot, na próbę :) Podobają mi się małe, poręczne opakowania.

1. Na miejsce peelingu Stenders ten oto peeling z solą z Morza Martwego ze Starej Mydlarni. Tańszy, także ma w składzie oleje i pięknie pachnie. Zobaczymy, jak sobie radzi z główną funkcją. Jak na razie zostawia skórę pokrytą warstwą odżywczego olejku, łazienkę pachnącą cytrusami i już po pierwszym użyciu wiem - uważać na ranki, bo to sól! Chociaż dzięki mojej sprawności manualnej wylałam do wanny cześć warstwy olejków -.- Uzupełniłam jednak rafinowanym olejem z nasion bawełny, także olejki nadal są, a bawełna jako bezzapachowa nie zdominowała cudnej woni.

3. Dwa cienie - Essence Mettal Glam chyba 02(ale numerek jest zaklejony :<) oraz Sensique Velvet Touch 135 przetestuję z pewnością na oku w tym tygodniu. Wybrałam odcienie beżu i brązu, idealne do makijażu na jesień.

4. Odżywka Eveline SOS dla kruchych i łamliwych paznokci - zużyłam "słynną" 8w1, nie była zła, ale chętnie przetestuję coś nowego.

5. Kolejne lakiery - Gloss like Gel numer 208 oraz 4 z najnowszej kolekcji; znowu, kierowałam się dopasowaniem kolorów do pory roku :)

6. Pędzelek do cieni AnnCo, był w promocji w Naturze. Nie znam firmy, ale ponoć jest z naturalnego końskiego włosia. Mam nadzieję, że coś z niego będzie.


7. Szampon Barwa Żurawinowy - do mocniejszego oczyszczania. Szampony Barwy są niezwykle popularne, a to mój pierwszy. Musiałam wybrać między nim, a piwnym, chociaż od tego drugiego odstraszył mnie zapach - bałam się, że zostanie na włosach, a ja w nim czułam to piwo ;)

8. Garnier Ultra Doux Olejek arganowy i Żurawina - kończy mi się wersja żółta, wybrałam tę, dla odmiany, jako prostą odżywkę do spłukiwania.

9. Szampon Alterra Papaja i Bambus - do częstego stosowania, ładnie pachnie, a ja lubię szampony Alterry.

10. Jedwab w płynie GP - jedwabiu akurat w składzie nie ma ;), ale są olejki i silikony. Przyznam, szukałam serum Biovax A+E do spróbowania, ale akurat nie było, a ze wszystkich pozostałych to właśnie to serum ma najlepszy skład, bo prócz silikonów ma kilka miłych końcówkom składników naturalnych.

11. Woreczek z Pachnącej Szafy - do samochodu, o nazwie Cedrowy Płomień. Uwielbiam te woreczki i saszetki, wszystkie ładnie i długo pachną.


12. Dwa lakiery z Golden Rose - brakuje mi jeszcze szarości, ale trochę się tym razem spieszyłam, kolory jednak oceniam jako udane, także na pewno wrócę po tę serię.

13. Dwa(co ja z tymi dwójkami?) lakiery z kolekcji Wibo na jesień to numery 176 i 180, mam nadzieje, że okażą się trwałe w noszeniu, bo odcienie są urocze.

czwartek, 19 września 2013

Oleje rafinowane

Ostatnio przeglądałam moje półki i zbiory(w końcu trwa akcja olejowania na potęgę) i muszę z przykrością stwierdzić, ze dysponuję dwiema buteleczkami olejów rafinowanych.
Kupione na początku włosomaniactwa, ze strony internetowej, skoro zachwalane, to biorę!


No właśnie, zastanawia mnie, po co na stronach sklepów z półproduktami oleje nierafinowane. I dlaczego tam są wypisane ich wartości dla skóry, włosów i w ogóle ciała, a może także i ducha.
To znaczy, cytując ze strony zsk(którą i tak nadal uważam za jedną lepszych z półproduktami):

 oleje rafinowane - oleje także otrzymane w wyniku tłoczenia na zimno lecz dodatkowo zostały one później dokładnie oczyszczone - np. poprzez filtrację na ziemii okrzemkowej czy destylację pod zmniejszonym ciśnieniem. Oleje te są mniej wrażliwe na podgrzewanie, mają też dłuższą trwałość w porównaniu z produktem naturalnym. Dodatkową cechą jest pozbycie się charakterystycznego koloru i zapachu - czasami jest to wada a czasami zaleta :-). Oleje i masła rafinowane polecamy do stosowania w produkcji mydeł - ze względu na odporność na wysoką temperaturę. Oleje rafinowane przeznaczone są także dla osób ze skłonnościami do alergii.

Także wobec tego owe oleje powinny nadal być dla nas wartościowe.
Tymczasem google, blogi i strony mówią nam, że:

Oleje rafinowane
Wyróżniamy dwa rodzaje olejów rafinowanych. Najczęściej dostępne to oleje ekstrahowane w wysokich temperaturach za pomocą chemicznych rozpuszczalników, którymi są silnie działające środki chemiczne (heksan). Taki produkt poddawany jest obróbce chemicznej co ma na celu wytworzenie produktu pozbawionego smaku, koloru, nadającego się przede wszystkim do długoterminowego przechowywania. Smak zjełczenia został usunięty, ale jego szkodliwe działanie pozostaje.
Wyróżniamy również oleje rafinowane tłoczone w prasach, a nie ekstrahowane chemicznie (te przynajmniej nie zawierają pozostałości chemicznych rozpuszczalników). Niemniej jednak oleje takie oprócz samej ekstrakcji przechodzą przechodzą przez kilka faz produkcji , które obejmują wpływ wysokiej temperatury i chemiczne ługowanie. W wyniku procesu rafinacji oleje ostają wyjałowione z pewnych wartościowych składników np. może im brakować chlorofilu, witaminy E, beta karotenu, żelaza, wapnia, magnezu, miedzi i fosforu. Podczas procesu rafinacji stosuje się bardzo wysokie temperatury, często przekraczające 200 stopni C, a w takich temperaturach nienasycone kwasy tłuszczowe przekształcają się syntetyczne tłuszcze zwane "kwasami tłuszczowymi trans". Te syntetyczne kwasy tłuszczowe trans mają bardzo niekorzystny wpływ na zdrowie.



Morał z tego jest taki - nie wierzymy do końca w to, co czytamy. Osobiście unikam teraz olejów rafinowanych - jakoś bezpieczniej czuję się wiedząc, że to, co używam ma kolor i zapach, a także składniki odżywcze tak na pewno :)
Rozumiem, że rafinowane, w jakikolwiek sposób są trwalsze i mają "dłuższy termin przydatności", ale jednak...
Są jednak osoby, które widzą rezultaty nawet po stosowaniu olei rafinowanych, chociażby na włosach. Być może więc nie wszystkie opatrzone tą nalepką są aż tak złe.


Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz, której pewnie nigdy się nie dowiem - jak to jest z olejami w kosmetykach?
Producenci niektórych zapewniają, że ich oleje są naturalne, ale czy można im wierzyć? No i niektórzy nie zapewniają :)

A jak zużyć taki olej, gdy ktoś nieopatrznie zakupił? Ja dodaję go do maseczek albo mieszam z innymi olejami, tymi naturalnymi, mając nadzieję, że coś tam jednak dobrego jeszcze w sobie ma.


Zdjęcia tym razem z szeroko pojętych internetów.

czwartek, 12 września 2013

Essie wrapped in rubies + top coat Golden Rose



Essie to marka kultowa, każda blogerka te lakiery chce mieć. Nie dziw, bo chociażby sam wybór kolorów i ich nazwy wzbudzają zachwyt. Nic więc dziwnego, że i ja ich zapragnęłam. Za pomocą internetów nabyłam dwa egzemplarze i dzisiaj przyjrzę się jednemu z nich - Wrapped in rubies.


Nazwa nieźle oddaje jego kolor - ten essiak to piękny błyszczący ni to rubin, ni to brąz z cudownym, złotym shimmerem. Wygląda niezwykle urokliwie w buteleczce jak i na paznokciach, chociaż shimmer widać głównie w słońcu.


Jeśli chodzi o kwestie techniczne, zaskoczyło mnie, jak rzadki jest ten lakier. Ponieważ malowałam nim paznokcie po raz pierwszy udało mi się przepięknie rozlać na skórki ^^
Jak wszystkie lakiery nie-kremy lekko smuży, zwłaszcza przy pierwszej warstwie. Przy drugiej wygląda już wcale ładnie, po pociągnięciu top coatem smugu znikają całkowicie.
Pędzelek jest akurat, ani za cienki, ani za gruby i da się precyzyjnie malować(jak już się przyzwyczaić do konsystencji).



Na paznokciach prezentuje się ładnie, gustownie; uważam, że kolor i formuła sa dobre na jesień, będą tez pasować na np imprezy czy większe wyjścia, gdyż paznokcie wyglądają z nim szlachetnie. Od razu poczułam się bardzie elegancka ^^



Oczywiście widać nieregularność i nierówności przy skórkach, chociaż mam nadzieję poprawić się w aplikacji tegoż lakieru.
O trwałości ciężko mi si wypowiedzieć - trzeciego dnia po południu farbowałam włosy i po zmywaniu farby gołymi rekami część lakieru odpadła z końcówek, potem już jednak nic więcej nie odkruszało się, myślę więc, że bez tak ekstremalnych działań lakier wytrzyma 4-5 dni.


Mimo pewnych wad mam ochotę na więcej Essie, a do tego będę wracać :)


Jeśli zaś o top coat chodzi używam tego z Golden Rose, który przyspiesza wysychanie. Rzeczywiście to robi, wiec z działania jestem zadowolona, ładnie nabłyszcza kremy, a w perłach wyrównuje smugi, ma jednak jedną wadę - źle znosi intensywne lakiery.


Widzicie, jak jest lekko zabarwiony na różowo, łącznie z pędzelkiem? Nieważne, ile odczekam po nałożeniu lakieru, niestety przy czerwieniach, różach i innych mocnych kolorach zawsze pędzelek lekko się odbarwia.
Mimo to bardzo go lubię.


Love2mix Organic, maska z efektem laminowania


Laminowania jeszcze nie próbowałam, bo generalnie włosy mam proste, ale może się skuszę :) Natomiast nawet prostym włosom nie zaszkodzi dodatkowe prostowanie(ach, te wywijające się końcówki) i nawilżenie, dlatego swego czasu zakupiłam te maskę, dosyć znaną w internetach.


Z opakowania niestety po pewnym czasie zaczynają schodzić napisy, samo w sobie jest jednak dosyć praktyczne, zwłaszcza podoba mi się fakt, że wykonane jest z miękkiego plastiku - nie trzeba siłować się z wyciskaniem kosmetyku.


Maska jest gęsta, ale dobrze rozprowadza się na włosach. Zapach jest genialny, czuję głównie mango, ale to jak! Na moich włosach nawet po wysuszeniu czuć ten aromat :)
W dodatku ma optymistyczny, pastelowy kolor.


No, ale najważniejsze jest działanie. Efekt laminowania? Nie do końca, ale na pewno nie można odmówić tej masce wygładzania włosów i nabłyszczenia. Lubię moje kosmyki po tym produkcie, są rzeczywiście gładsze i takie miękkie w dotyku. W dodatku czuć i widać, że są nieco bardziej dociążone(ale nie przeciążone) i nawilżone.

Skład prezentuje się dosyć przyjemnie, zwłaszcza, że główne składniki(ekstrakt z mango i olej awokado) są na pierwszych miejscach:
Aqua with infusions of: Organic Mangifera Indica (Mango) Fruit Extract, Organic Persea Gratissima (Avocado) Oil; Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Cetyl Ether, Divinyldimethicone/Dimethicone Copolymer, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Bis (C13-15 Alkoxy) PG-Amodimethicone, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Rice Protein, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Lycopene.
 



Na pewno mogę polecić tę maskę, może nie na co dzień(jednak moje włosy potrzebują intensywniejszego odżywienia), ale jeśli zależy nam na wygładzonych, pachnących i błyszczących włosach to śmiało można po nią siegnąć, szczególnie przed jakimś wyjściem.
Zdradzę, że świetne efekty dała nałożona na 15 minut zmieszana z naftą kosmetyczną ;)

poniedziałek, 9 września 2013

Jesienne zachciewajki

Zrobiłam sobie poglądowy spis wszystkiego, co jest mi potrzebne oraz wszystkiego, czego bym chciała. Nie, to niestety nie jest to samo :)

To są moje chciejstwa, niektóre są mi naprawdę potrzebne, inne sa raczej moim kaprysem, niemniej z chęcią powitałabym każdy kosmetyk u siebie. Niestety, niektórych mogę absolutnie nie mieć szansy.

1. Lakiery A-England - absolutnie przecudne emalie, które zauroczyły mnie, gdy zobaczyłam je na blogu nailbamboo. Co prawda na moich naturalnych paznokciach pewnie nie wyglądałyby tak pięknie, niemniej nie przeszkadza mi to w pragnieniu posiadania ich. Mają świetne nazwy: Briar Rose, King Arthur, Lady of Shalott. Ale nawet na allegro w Polsce ich nie widziałam :<

2. Lakiery Essie - słynne na cała blogosferę i u nas niestety dosyć drogie. Mam dwa(słacze wkrótce) i już chciałabym więcej. Kusi mnie jesienna kolekcja(For The Twill Of It, After School Boy Blazer i Cashmere Bathrobe) oraz kilka starszych(Chinchilly, Mink Muffins i Bordeaux). To są kolory, które idealnie wyglądałby na paznokciach jesienią.

3. Stenders, morelowy peeling do ciała - pisałam o nim tu i cóż mogę więcej powiedzieć? Chcę następne opakowanie, lepszego peelingu nie używałam :)

4. Paletki Sleek - znane i lubiane, a ja szukam czegoś dobrej jakości i mocnej pigmentacji w jesiennych barwach. Zastanawiam się nad Au Naturel i Storm.

5. Elseve Eliksir odżywczy - dziewczyny na blogach się zachwycają, więc rozważam jego zakup. Zniechęca trochę wysoka cena(40-50zł), ale potrzebuję czegoś do układania i wygładzania włosów na sucho, a ten podobno się nadaje, poza tym lubię olejki.

6. Serum Przedłużenie Młodości Agafii - to będzie moje. Na pewno. Śliczny skład, ponoć niezłe działanie, a kremy nawilżające pod makijaż akurat mi się kończą, no co za zbieg okoliczności... Plus uważam, że należy jak najwcześniej dbać o młodość, bo potem może być za późno :)

7. Marka The Body Shop zrobiła mi psikusa i nieoczekiwanie zniknęła z Łodzi. Szkoda, ze bez żadnego wyjaśnienia(a pytania na fanpejdżu padały). Teraz będę musiała polować przy okazji jakiegoś wyjazdu lub w internecie na masełko o zapachu Marakui(od dawna ten zapach mnie kusi) oraz błyszczyk i masełko do ust, które pamiętam z wycieczki do Anglii i używanie ich było czystą przyjemnością.

8. Czy też macie tak, że jesienią i zimą wszystko, co kojarzy się z daną porą roku i ma apetyczną nazwę was kusi? Ja tak, dlatego z Bath&Body Works chciałabym coś właśnie jesiennego :) A woda Twilight Woods zachęca opisem nut zapachowych: morela, mimoza, zapach lasów.

9. Maska Anti-Age Organique jest już niemal kultowa i przyznam, mam na nią ochotę od dłuższego czasu. Podoba mi się skład i myślę, że w tym sezonie prędzej czy później wpadnie w moje łapki :)

Nie są to oczywiście moje wszystkie zachciewajki, lista, która zrobiłam w domu na kartce jest znaaaacznie dłuższa, ale myślę, że o reszcie nie warto wspominać, zwłaszcza, ze nie mam jeszcze typów; szukam a to kredki do linii wodnej, a to eyelinera, a to serum na końcówki. Sama myśl o zakupach i poszukiwaniach jest bardzo przyjemna, chociaż portfel już zaczyna płakać ;)

piątek, 6 września 2013

Wlosowa aktualizacja i akcja u Anwen

Wczoraj na blogu Anwen rozpoczęła się nowa akcja "Wrzesień miesiącem olejowania".
Ja olejowanie bardzo lubię, chociaż ostatnio z systematycznością krucho - jak siedzę w domu to i rzadziej myję, maseczkuję, olejuję, itd. włosy, bo leń ze mnie nieziemski. Ale skoro akcja jest, to i motywacja się pojawiła, toteż od dzisiaj zaczynam!

Sama akcja polega na olejowaniu włosów przed każdym myciem, cały miesiąc, różnymi metodami. Więcej o niej tu:


Z tej okazji zrobiłam też(a raczej moja mama zrobiła) zdjęcia obecnego stanu moich włosów. Po miesiącu będzie można zobaczyć efekty, poza tym jestem włosomaniaczką, nie wstydzę się tego i powinnam co miesiąc aktualizować swoje kłaczki :)

Włosy w domu(czyt. w cieniu):

Włosy na słońcu:


Denerwują mnie te odstające pojedyncze włoski na długości, cały czas walczę też z rozdwajającymi się końcówkami, które są bardzo niesforne. Miesiąc temu je podcinałam i właściwie mało co już po nich widać.
Niedługo też powinnam znowu je pofarbować, bo zaczyna pojawiac się odrost. I w końcu muszę napisać osobny post o farbowaniu naturalną farbą :)

Pielęgnacja w tym miesiącu:
- szampon Natura Siberica do włosów suchych "Objętość i nawilżenie"
- Love2Mix Organic szampon Pomarańcza&Chili
- od czasu do czasu Green Pharmacy szampon nagietkowy

- odżywka Garnier Ultra Doux Awokado&Karite
- balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie
- balsam marokański Planeta Organica

- maska Biovax Latte
- maska Love2Mix Organic z efektem lamionowania

- serum na końcówki Green Pharmacy
- mleczko pszczele
- zatężony aloes
- D-panthenol
- olej z kiełków pszenicy
- olej z nasion bawełny
- wcierka Joanna Rzepa

poniedziałek, 2 września 2013

Stenders, morelowy peeling czyli slonce zamkniete w sloiczku

Ostatnie recenzje są pozytywne i zaczynam się zastanawiać, czemu. Przeglądałam dzisiaj moją łazienkową półkę i w sumie, praktycznie nie ma w niej nic, co by mi nie pasowało, a jeśli już jest, to prawie na wykończeniu i niefotogeniczne.
Jakoś tak podpasowuje mi to, co kupuję, nie miewam większych wpadek, może dlatego, że w sumie od lutego jestem mniej-więcej kosmetykoholiczką pełna gębę i zdążyłam się nauczyć, co jest dla mnie dobre, a co nie?

W każdym razie dzisiaj recenzja mojego ukochanego peelingu, który, zgodnie z tytułem, przypomina słońce zamknięte w słoiczku ;)


Mowa tu o cukrowym peelingu morelowym marki Stenders, którą do marca kojarzyłam głównie z mydłami i kulami do kąpieli. Ale w marcu właśnie miałam urodziny i postanowiłam wybrać sobie nieco bardziej "luksusowy" prezent. Swoją drogą, czy to nie przykre, że taki kosmetyk stanowi dla mnie(i nie tylko) synonim jakiegoś luksusu? Co dopiero Diory i Chanele...
Padło na peeling, którego moja skóra potrzebowała, a ja szukałam czegoś pięknie pachnącego i jeszcze najlepiej optymistycznie wyglądającego - dookoła było zimno, śnieżnie, na uczelni nawał pracy...


I tak zawędrowałam do Stendersa. I nabyłam peeling, wcześniej wąchając i słuchając bardzo miłej ekspedientki. I wiem, że słuszny był mój wybór, bowiem lepszego peelingu nie używałam i ma on same plusy. No, prawie.
Zaczynając od opakowania, które jest urocze i chociaż naklejka pociemniała, to wcale nie odpadła i które mieści 200 ml produktu, który jest mega wydajny(a używałam raz w tygodniu podczas rytualnej kąpieli i domowego spa), a cieszyłam się nim kilka miesięcy, kończąc na właściwościach. Ach, no i zapach, cudo!


Pachnie naprawdę morelowo, brońcie bogowie nie chemicznie, morela z domieszką cukrowej, oleistej słodyczy. Kolor ma piękny i słoneczny i myślę, że tę jego świetlistość udało mi się uchwycić - użytkowanie w zimne, szare dni było czystą przyjemnością.


Właściwości peeling też ma świetne, bo rzeczywiście złuszcza, wygładza, nie porażenia przy tym, a w dodatku po użyciu nie trzeba nic innego, bo jest bogaty w olejki, więc przyjemnie odżywia i natłuszcza ciało. Absolutnie nie sztucznie, parafinowo, a naturalnie i pachnąco.

 Skład: Sucrose (Sugar), Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Prunus Armeniaca (Apricot) Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Seed Oil, Avena Sativa (Oat) Flakes, Prunus Armeniaca (Apricot) Seed Powder, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum (Fragrance), Laureth-3, DATEM, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Helianthus Annuus ( Sunflower) Seed Oil, Linalool, CI 15985, Lactoflavin.


Jest cukrowy, więc kryształki cukru, do tego zmielone pestki moreli i płatki owsiane, wszystko zatopione w olejkach - takiego peelingu jeszcze nie widziałam. Trochę trudno po nim spłukać wannę, ale kto by na to zwracał uwagę... ;)


Jedynym minusikiem jest cena(niecałe 56 złotych, polskich, szeleszczących lub błyszczących), która skutecznie powstrzymuje mnie przed rzuceniem się na Stendersa i wykupieniem wszystkich ich peelingów(i nie tylko). Nie mam jednak wątpliwości, że w najbliższym czasie zakupię ten peeling(może ewentualnie w innej wersji smakowej), bo naprawdę mnie zachwycił.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...