Odkąd wkroczyłam we włosomaniactwo stopniowo mogłam coraz rzadziej myć włosy. Teraz robię to 3 razy w tygodniu - więcej mi nie trzeba.
Ale chociaż nie przetłuszczają mi się zbytnio, to jednak na drugi dzień po umyciu są takie... No, wczorajsze. Nie przetłuszczone, ale nieco przyklapnięte, bez życia. I wtedy na ratunek przychodzą mi suche szampony(albo wiążę włosy, jednak pierwsza opcja wygrywa).
Jako że mieszkam tam, gdzie mieszkam, do Hebe jest mi wybitnie nie po drodze - drugi koniec miasta i przebijanie się przez korki po to tylko, by zakupić jeden produkt to nie dla mnie.
Co nie znaczy, ze kiedyś się nie wybiorę, jak uzbiera mi się więcej potrzeb :D
Dlatego dostępu do słynnych Batiste nie mam. W internetach też zawsze jakoś mi tak nie po drodze z nimi było... No ale przecież natknęłam się na posty pochwalno-dziękczynne prawie że na samym początku, ponad rok temu, to i coś kupić musiałam.
I tak w moje łapki dostały się dwie baaardzo szeroko, długo i daleko dostępne wersje - suche szampony Isana i Syoss. Do kupienia w każdym Rossmanie, a w przypadku Syossa także w marketach i małych lokalnych drogeriach.
Jak wypadają i czy polecam? Jeden tak, drugi niekoniecznie ;)
Zacznę od tego polecanego - był to mój pierwszy zakup i od ponad roku jestem mu niezmiennie wierna. To już coś znaczy.
Na wizażu oceny są bardzo zróżnicowane. Trudno, mnie tam przypadł do gustu i moim włosom i skalpowi także - nie słyszę protestów.
Wersja zielona Anti-grease to jedna z dwóch - Volume nie używałam, ale tę polecam.
Naprawdę świetnie odświeża włosy. Zarówno te po prostu przyklapnięte jak i przetłuszczone. W tym pierwszym przypadku lekko unosi i jednocześnie wygładza - nie wiem jak to inaczej opisać, ale włosy całe jakby lepiej się układają, mimo że na długość i końce nie stosuję. Są lekkie, ale gładkie, ujarzmione i widocznie świeże.
W tym drugim przypadku także radzi sobie dobrze - kiedyś nie zmyłam dostatecznie dokładnie oleju z włosów, a nie miałam czasu myć drugi raz - i dał radę. Co prawda wtedy i tak zaplotłam warkocza, ale i tak nie było widać ani czuć, że coś jest nie tak.
Wizualnie odświeża, a w dotyku? A w dotyku także spisuje się dobrze. Włosy nie są tępe, wręcz przeciwnie - jakby delikatnie się wygładzają. Noszenie tak podrasowanych, rozpuszczonych włosów nie jest doświadczeniem traumatycznym :)
Dodatkowo nie podrażnia, nie powoduje swędzenia czy wypadania włosów, a to się chwali - można użytkować w miarę często - w moim przypadku zazwyczaj 2 razy w tygodniu.
Do innych plusów zaliczam: lekki, jakby cytrusowy zapach, pojemność i cenę(ok 15 zł za 200ml), dużą wydajność i ogólny design opakowania - ładne, proste i wygodne w obsłudze.
Znacznie gorzej w moim przypadku sprawuje się rossmannowska Isana. Ogólnie coś tam odświeża, coś tam poprawia w wyglądzie, ale zdecydowanie słabiej. Jak dla mnie nie ma takiego spektakularnego efektu co przy Syossie, nie czuć by fryzura była jak nowa. Być może lekko niweluje przetłuszczanie, ale po Syossie mam większe oczekiwania w stosunku do suchego szamponu. Owa świeżość utrzymuje się też krócej - po 2-3 godzinach moje włosy znowu wyglądają niekoniecznie wyjściowo, także na cały dzień na uczelni się nie nadaje.
Zapach ma w porządku, przeszkadza mi za to opakowanie - zakrętka ciężko się zamyka, dozownik psika jakby nierównomiernie. Ogólnie więc szału nie robi, nie jest to produkt zły(za to tani i również wydajny), ale mam lepszy.
Na razie jak widać ulubieńca znalazłam. Na Batiste kiedyś pewnie się skuszę, ale pośpiechu nie ma - to raczej prosta ciekawość niż paląca potrzeba :) Polecam wypróbować ogólnie dostępne suche szampony - Syossa, Isanę(moze komuś lepiej się spodoba?), są też inne marki, które mają je w swojej ofercie. A nuż okaże się, że wśród nich czai się ideał?