Dzisiaj przychodzę z kolejnym zapachowym postem.
Uwielbiam piękne zapachy i podkreślam to często; kto mnie zna chociaż trochę o tym wie. Moi znajomi już trochę znają tę stronę mojej osobowości, która każe wąchać każdy ładny aromat - zwłaszcza jeśli o kosmetyki chodzi.
Nic więc dziwnego, że lubię, gdy w domu ładnie pachnie. Nic w tym także dziwnego, że widząc nową ofertę wosków dostępnych u nas(oraz kilka blogowych recenzji) skusiłam się na próbę na kilka z nich - i już wiem, że zdecydowanie pozostanę z firmą Kringle Candle na dłużej.
Produkty Kringle Candle można już kupić w kilku miejscach w naszym rodzimym internecie, oraz stacjonarnie.
Z tego co wyczytałam, założycielem firmy jest ten sam pan, który odpowiedzialny jest za stworzenie ekstremalnie popularnych i lubianych Yankee Candle. Wraz z synem założyli KC w 2009 roku - i chwała im za to :)
Na polskiej stronie(http://kringle-candle.pl/) można znaleźć wiele ciekawych informacji oraz listę sklepów stacjonarnych i internetowych, które Kringle sprzedają - i tu od razu duży plus, strona jest identyczna ze stroną w wersji oryginalnej, wszystko jest spójne i utrzymane w tym samym, eleganckim stylu. Klasa sama w sobie. Można tam podejrzeć, co znajduje się w ofercie - a wybór przeogromny; wiele zapachów w postaci świeczek rożnego rozmiaru i w różnych ubrankach, czy wosków właśnie. Tam też polecam zajrzeć po więcej ciekawostek czy historii, gdyż zamierzam skupić się konkretnie na woskach, czyli produktach, które mnie skusiły.
Na początek mojej przygody z woskami Kringle wybrałam, kierując się opisami, trzy zapachy: Watercolors, Wild Poppies i Provence. Od sklepu, w którym je zamówiłam dostałam jeszcze gratis próbkę zapachu Coconut Wood.
Woski przychodzą bardzo ładnie zapakowane, w urocze plastikowe przezroczyste pudełeczka z kolorowym wieczkiem. Projekt opakowania jest prosty, schludny, grafiki bardzo ładne i cieszące oko.
Każdy wosk ma 40 gram i według producenta starczy na 4-6 użyć. Myślę że odpowiada to około 10-12 godzin palenia, woski są bowiem mocno pachnące.
Z takiej bardziej technicznej strony podoba mi się ich konsystencja - nie kruszą się jak Yankee, są odrobinę tłuściutkie w dotyku. Mam wersje białą, ale dostępne są też barwione egzemplarze.
Jak widać łatwo dają się dzielić dzięki swojemu kształtowi - wystarczy odłamać lub odciąć nożykiem kawałek, który spokojnie starczy na parę godzin użytkowania. Uważam, że ich "parametery" są bardzo dobrze przemyślane.
A jak sprawują się moje konkretne zapachy?
Na pierwszy ogień wybrałam wosk Prowansja, który kusi kolorową, ciepłą grafiką i opisem:
"Bogate, a jednocześnie subtelne połączenie zapachów: lawendy, wosku pszczelego oraz pomarańczy."
Byłam bardzo ciekawa jak to połączenie się sprawdzi, nie wiedziałam czego się spodziewać. A sprawdziło się bardzo interesująco!
Aromat należy do tych z gatunku nieoczywistych. Z jednej strony wybija się nuta lawendy, nie jest jednak przytłaczająca, jak to się czasem lawendowym zapachom zdarza. Zapach pomarańczy jest delikatny, raczej podbija całość niż wysuwa się na pierwszy plan. Wosk pszczeli nadaje ciekawego wykończenia, lekko miodowego, ale nie do końca - taki charakterystyczny aromat; trzeba powąchać, żeby wiedzieć jak ów wosk pachnie.
We Francji nigdy nie byłam, ale zapach kojarzy mi się ogólnie z latem, ciepłymi dniami i elegancją. Jeśli tak pachnie Prowansja, to chętnie bym ją odwiedziła :)
Jako kolejny wosk wybrałam Wild Poppies. Zawsze bardzo lubiłam maki, kojarzą mi się z dzieciństwem i ciepłym, letnim dniem spędzonym na zabawie na pachnącej łące i polach.
"Kwiaty maku pięknie kwitną i każdego roku zwiastują nadejście ciepłej
pogody. Ich delikatny, jedyny w swoim rodzaju słodki zapach sprawi, że
poczujesz w swoim domu powiew lata!"
Maki jako takie dla mojego nosa maja bardzo słabo wyczuwalny aromat, ale ten wosk kryje w sobie nie tylko podbitą ich delikatną woń - to aromat letniej, nagrzanej słońcem łąki. Autentycznie, kojarzy mi się z latem, piękną pogodą i takim duchem beztroskich wakacji na wsi. Aromat jest słodki, ale nie mdlący, delikatny, ale wypełnia całe pomieszczenie. Zdecydowanie bardzo mi się podoba.
Ostatni, ale wcale nie gorszy od poprzednich wariant to Akwarele. Tutaj także zastanawiałam się czego właściwie mogę się spodziewać - oczekiwałam słodyczy i delikatności.
"Esencja zbliżającego się lata. Połączenie bogatych, kwiatowych nut ze
słodkimi, owocowymi akcentami, zrównoważonych zapachem drzewa
sandałowego i piżma. Arcydzieło wśród zapachów."
Dostałam cudowną słodycz połączoną ze świeżymi nutami. Zapach jest rzeczywiście mieszanką kwiatowo-owocową, pachnie jak prawdziwy bukiet. Ciężko mi rozróżnić poszczególne nuty. Jest słodko, z nutką owocowej świeżości i delikatnym aksamitem piżma. Kolejny aromat idealny na lato, kojarzący się ze słońcem i błogim odpoczynkiem. Po prostu śliczny i bardzo kobiecy, być może z lekką nutą czystości.
Woski Kringle Candle mają też jedną świetną wspólną cechę - pachną bardzo, bardzo intensywnie, ale nie przytłaczająco. Nie kręci się od nich w głowie i nie męczą(przynajmniej te trzy), ale mają niezwykłą moc. Kiedy włożyłam je do kominka po południu czy wieczorem, jeszcze rano czułam lekkie echa aromatu w pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, zapach delikatnie wypełniał także korytarz i schody. Czuć go także po zdjęciu wieczka - i wcale nie trzeba blisko przysuwać nosa.
To, razem z cudownymi zapachami i łatwością użytkowania czyni z nich na tę chwilę moje numery jeden. Już nie mogę się doczekać, aż wypróbuję więcej wariantów!
strasznie kusza mnie te woski, bede musiala chyba sprobowac :) YC uwielbiam wiec i tym dam szanse :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mi podobają się chyba nawet bardziej od Yankee, a co najmniej na równi :)
Usuńale czad! opakowania mają genialne :D
OdpowiedzUsuńTeż mi się bardzo podobają, urocze :)
UsuńA mnie wcale do wosków nie korci. Tak jakoś.. nie rozumiem szału na nie? Jestem jakaś inna, coś ze mną nie tak? :(
OdpowiedzUsuńCoś ty, może właśnie jesteś normalniejsza, bo nie ulegasz temu szaleństwu :D
UsuńChociaż prawdę mówiąc mnie też średnio korciło, pierwsze 2 woski kupiłam zupełnym przypadkiem, dopiero po odpaleniu przepadałam :)
Dużo bardziej wole je od legendarnych Yankee szczerze powiedziawszy i zazdroszcze ci kolekcji ;)
OdpowiedzUsuńMam zamiar ją powiększyć, bo wariacje zapachowe kuszą :)
UsuńAle w sumie nie dziwi mnie to, że mogą się bardziej podobać od YC - założyciel ten sam, miał lata by poprawić minusy i dopracować aromaty :)