poniedziałek, 31 marca 2014

Niedziela dla włosów - pierwsza nieudana ;)

Wczoraj niestety nie dałam rady opublikować wpisu, ponieważ zaraz po serii zabiegów musiałam wybyć z domu, wstawiam jednak sprawozdanie dzisiaj.
Po raz pierwszy odkąd zaczęłam uczestniczyć w niedzieli dla włosów moje włosy wyglądały po niej źle. Były spuszone na końcach, które fruwały jeszcze bardziej niż zwykle, a na długości wydawały się nieco obciążone. Czemu? Potencjalnych sprawców mam dwóch, a być może to ich połączenie...
Została mi jeszcze saszetka maski Biovax Z olejami, którą kupiłam jakiś czas temu w Biedronce. Pierwszą zużyłam po myciu na 15 minut i fajnie wygładziła i dociążyła włosy, także pomyślałam, że tym razem może uda mi się osiągnąć ten sam, albo nawet lepszy efekt. Cóż, przeliczyłam się ;)
Na noc nałożyłam mieszankę olei, tym razem Alterrę zmieszałam w roztopionym w dłoni balsamem shea od Organique. Rano dołożyłam na skalp olej z Bani Agafii i tak sobie chodziłam jeszcze parę godzin.
Włosy umyłam porządnie resztką balsamu marokańskiego i nałożyłam główną gwiazdę.
Żeby wzmocnić efekt dociążenia jakiego oczekiwałam do porcji maski dodałam dosłownie po 3 krople oleju sezamowego i hydromanilu. Trzymałam całość około 30-40 minut, żeby dać mieszance zadziałać.
A włosy po niej?
Lekkie, spuszone końcówki i nieco wygnieciona całość, taki efekt uzyskałam ;_;

Jak mówiłam, winowajców/podejrzanych mam dwóch - maskę, a właściwie zawarty w niej olej kokosowy oraz balsam Organique. Być może to połączenie produktów, bowiem po balsamie solo jak i po samej masce włosy były w porządku. 
W każdym razie chwilowo powtórki nie planuję ;)

piątek, 28 marca 2014

Amarantowe odmłodzenie troszkę zalatujące plastikiem

Dzisiaj nie będzie poprawności politycznej, ani poddawania się kolejnej pseudoaferze blogowej. Będzie wręcz jej na złość, bowiem oto chciałam zaprezentować Wam produkt do ciała prosto z Mateczki Rosji ;)
Masło pochodzi z najnowszej serii Bania Agafii. Kosmetyki stworzone są z myślą o używaniu w bani, czyli ichniejszej saunie, ale oczywiście nie ma przeciwwskazań by korzystać z nich w domowych pieleszach :)
Masło kusiło mnie ceną(16 zł), składem i obietnicami - moja skóra jest skłonna od przesuszeń, nie lubię tego uczucia gdy bez smarowideł jest napięta, wręcz swędzącą i staram się niwelować objawy i im przeciwdziałać. Jak sprawdziło się masło w walce o nawilżenie?
Produkt ma wiele plusów. Wygląda przyjemnie dla oka, blado-różowy, w ładnym opakowaniu zabezpieczonym dodatkowym plastikowym wieczkiem.
Szata graficzna mi się podoba, estetyczna, nieco staroświecka, ale połączona umiejętnie z nowoczesnością. Ba, sprawia wrażenie luksusowej.
Konsystencję ma gęstą, jest to prawdziwe masło. Mimo to gładko sunie po skórze, nie jest tępe i bardzo dobrze się wchłania - czuć że czymś się posmarowało, ale nie lepi się od ubrań.

Działanie? Na medal. Zdecydowanie polecam ten kosmetyk osobom z suchą skórą, bo nawilża bardzo przyzwoicie. Gdy smaruję się wieczorem, rano nadal moje ciało jest miękkie i nawilżone. W dzień podczas aktywnego "życia" jest już trochę gorzej, ale kilka godzin spokojnie utrzymuje się poczucie odżywienia, czasami udaje mu się to nawet cały dzień. W dodatku po zastosowaniu skóra robi się taka przyjemna w dotyku i gładziutka :)
 Cytując skład i opis:
Skład INCI:  Aqua, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Cetearyl Glucoside, Amaranthus Caudatus Oil (olej szarłatu (amarantusa)), Glycerin, Rhodiola Rosea Root Extract (różeniec górski),Xantan Gum, Nelambium Speciosum Flower Oil (olej lotosu), Chamaenerion Angustifolium Extract (wierzbówka kiprzyca), Organic Schizandra Chinensis Seed Oil (organiczny olej cytryńca chińskiego),Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.

Masło do ciała zawiera biologicznie aktywne oleje i ekstrakty z ziół o  antyoksydacyjnych właściwościach. Masło intensywnie odżywia, przywraca skórze sprężystość i elastyczność, pozwala zachować zdrowie i młodość Waszej skóry.
Olej szarłatu (amarantusa) i olej lotosu – zawierają niezastąpione kwasy tłuszczowe, które regenerują  strukturę skóry i stymulują procesy odnowy.
Organiczny olej cytryńca chińskiego -  bogaty w witaminę C i kwasy organiczne, tonizuje i przywraca ochronne właściwości skóry.
Kwiatostany wierzbówki kiprzycy – zawierają flawonoidy i mikroelementy, wzmacniają i podtrzymują napięcie skóry.
Różeniec górski – najsilniejszy roślinny przeciwutleniacz, normalizuje wewnątrzkomórkowe procesy przemiany materii.
 
Widać tu rzeczywiście kilka wartościowych składników, sam skład nie jest też przesadnie długi. Z działania jestem zadowolona i rzeczywiście widzę pozytywny wpływ na nawilżenie i wygładzenie mojej skóry. Czy odmłodzenie - tu bym nie przesadzała ;)
Jest jednak coś, co zdecydowanie mi się nie podoba - zapach.
Nie wiem, czy to tylko mój egzemplarz, czy mój węch jest tka wyczulony, do tej pory nie natknęłam się jednak na narzekania w tym aspekcie.
Woń samego masła jest niezwykle wręcz delikatna, ale za to przebija się przez nią inna nuta - plastiku. Nie wiem, czy to wina opakowania z tego tworzywa czy czegoś innego, faktem jest, że moje masło zalatuje dziwnym, plastikowym aromatem. nie jest on miły, na całe szczęście nie jest też zbyt silny i po wsmarowaniu produktu w ciało po kilku chwilach całkowicie się ulatania - niemniej jednak, gdzieś tam jest, zwłaszcza przy nabieraniu masła da się to wywąchać.

Masło zatem polecam w kwestii działania, ale ciekawa jestem, czy inne egzemplarze, albo inne wersje zapachowe też maja taki mankamencik? Da się z nim żyć, aczkolwiek jestem nieco skonfundowana. Spotkaliście się z czymś takim?

niedziela, 23 marca 2014

Niedziela dla włosów - żółtkowa regeneracja

Nowy semestr coraz poważniej daje mi się we znaki i niestety nie wszystko idzie tka, jak chciałam - nawet nie udało mi się naskrobać niczego nadającego się do publikacji.
Dopiero dzisiaj mogłam trochę odetchnąć, przy czym to "trochę" to też niespecjalnie dużo, bo tu to zrobić, to napisać, to wysłać, to sprawdzić... Na szczęście udało mi się wygospodarować trochę czasu na spa dla włosów :) Dzisiaj w roli głównej - żółtko!
Żółtko występuje w towarzystwie licznym i o niemniej zbawiennym działaniu na włosy. Wybrałam moje ulubione produkty i półprodukty, takie o których wiem, ze dobrze wpływają na stan moich kłaczków.
Na noc nałożyłam na włosy trochę oleju śliwkowego, bo staram się przed każdym myciem olejować włosy.
Rano na skalp poszedł olej z Bani Agafii, a na resztę włosia żółtkowa mikstura.
Maseczka z żółtka to receptura znana od dawna, przy czym nie zawsze taka tradycyjna(żółtko+sok z cytryny+olej rycynowy) daje dobre efekty na zniszczonych włosach, o czym pisała kiedyś BlondHairCare. Dlatego postanowiłam spróbować, ale zachowując odpowiednią równowagę protein do nawilżaczy i olejów, żeby nie zrobić sobie i włosom kuku.
 W skład maseczki wchodziło:
- jedno żółtko
- łyżka oliwy
- łyżka miodu
- łyżka maski Ziaja masło kakaowe
- łyżka balsamu na kwiatowym propolisie
- zatężony sok z aloesu
- D-panthenol
- hydromanil
- olej z orzechów laskowych
Jak widać składników było sporo, każdy dobry i odżywczy. Mogę więc mówić wręcz o bombie regeneracyjnej. Przydaje się ona moim włosom, gdyż z racji braku czasu zazwyczaj myję je rano i jedyne co daję rady wtedy robić to nocne olejowanie i mycie odżywką lub nałożenie jej na dosłownie kilka minut po myciu.
Dzięki niedzielom dla włosów jestem w stanie zafundować im porządną dawkę tego, czego akurat potrzebują :)
Nie wygląda to najlepiej, tu jeszcze przed zmieszaniem. 
 Maskę nałożyłam na całą długość wcześniej naolejowanych włosów:
Trzymałam około 1,5 godziny pod czepkiem po czym zmyłam szamponem Alterry z granatem.
Potem nalożyłam na dosłownie 10 minut emolientową odzywkę GlissKura by włoski łatwiej się rozczesywały.
Zmyłam, odsączyłam, w skalp wtarłam Jantar i częściowo pozwoliłam kłaczkom podeschnąć samoistnie, potem wysuszyłam je do końca.
Tak prezentowały się po wysuszeniu:
Generalnie z efektów jestem zadowolona, włosy są nawilżone i miękkie, ładnie błyszczą, ale...
No właśnie, jedno ale z którym borykam się od dłuższego czasu - dociążenie końcówek.
Mimo nawilżania i intensywnego, regularnego olejowania widać, że moje końcówki są lekkie, aż fruwają, nawet po zastosowaniu silikonowego serum.
Włosy przy od czubka głowy do połowy są zdrowe i gładkie, z bliska zresztą nawet te nieszczęsne końcówki wyglądają zdrowo:
Nie mam pojęcia co mogłoby sprawić, żeby wizualnie stan odpowiadał rzeczywistemu. Może wy macie jakieś pomysły? Mi się kończą :/

niedziela, 16 marca 2014

Niedziela dla włosów - naftowe kremowanie

A może kremowe naftowanie? Dzisiaj postanowiłam wypróbować jednej nowej rzeczy oraz przywołać drugą, której daaaawno nie używałam. Krem i nafta.
O kremie Apis swego czasu już pisałam. Dobry z niego krem i przyjemnie mi się go używa, jednak 110 mililitrów to bardzo duża pojemność jak na produkt do twarzy. Myślałam ostatnio, jak by go tu zużyć(w końcu tyle nowości do wypróbowania wokół, a jego mam aż od września), a potem przypomniało mi się, że któraś blogerka kupiła go właśnie do kremowania włosów.
Rzut oka na skład dla przypomnienia i zdecydowałam, że wyląduje na kłaczkach.
Ponieważ jednak wczoraj farbowałam widoczne już odrosty moje biedne włosy były ciut, jak to po farbie, przesuszone, toteż krem nie mógł być jedynym środkiem regenerującym.

Z tego też powodu na noc nałożyłam na długość nieco oleju sezamowego. Rano krem na kilka godzin, potem mycie balsamem marokańskim pół na pół z Mrs. Potter's(lepiej się pieni), po czym na 20 minut mieszanka własna z kosmetykiem nieco zapomnianym przez mnie - naftą.
Nafta zawsze działała u mnie wygładzająco i nabłyszczająco, jednak bałam się nakładać ją solo - tłuste toto i dziwnie pachnie. Zawsze więc mieszałam ją z maską lub odżywką, ale ostatni raz stosowałam ja chyba w czerwcu? Coś koło tego, no generalnie - dawno.
Niedziela dla włosów to dobry pretekst, by odnowić dawną znajomość.
 
Na towarzystwo dla nafty wybrałam balsam z serii Bani Agafii, D-panthenol mój ukochany, kilka kropel zatężonego soku z aloesu i odżywkę rozświetlającą z serii Garnier Ultra Doux.
Potrzymałam, spłukałam. Efekty?
Po pierwsze włosy w ciągu jednego dnia są w stanie wrócić do poziomu nawilżenia i odżywienia sprzed farbowania, co oznacza brak użerania się z przesuszem dłużej niż ten jeden dzień.
Po drugie, może tu aż tka nie widać, ale włosów jest wizualnie więcej, są nieco usztywnione, ale w dobrym sensie, mają też ciut większy blask.
Do nafty jak i kremowania na pewno wrócę, eksperyment uważam za udany :)

sobota, 15 marca 2014

Najprostsze DIY - serum do paznokci

...czyli co zrobić z produktów (prawie)pod ręką gdy skończy się kupna oliwka lub, jak w moim przypadku jakiś czas temu - Regenrum? Swoją drogą bardzo dobre w składzie i działaniu, ale trochę drogawe - zwłaszcza porównując z kosztem serum domowego.
Z tego co widać na zdjęciu powstała najnowsza wersja mojego serum. Właściwie - dwa składniki.
Cała filozofia polega na przygotowaniu opakowania i wymieszania tego całego dobra, którym chcemy traktować paznokcie.
I po prawdzie, pierwszy etap trwa najdłużej ;)

Za pierwszym razem czyściłam prawie-pustą buteleczkę po oliwce Eveline - ile mi to zajęło nie będę głośno mówić, ale resztki wymywały się STRASZNIE opornie. Pewnie opakowanie po lakierze wystarczyłoby potraktować zmywaczem, ale niestety akurat żaden lakier się nie kończył ani nie zgęstniał, jak na złość.
Tutaj natomiast zabawa polegała na rozdzieleniu opakowania i aplikatora - pomogły mi w tym zęby i to nie moje...
Ale końcem końców się udało i mogłam przystąpić do zrobienia serum...
...czyli wlania do środka zawartości kilku rybek GAL i dopełnienia olejkiem Alterry Brzoza i Pomarańcza.

Dlaczego akurat te składniki? Ze względu na bogactwo, które sobą reprezentują oraz fakt, że je w domu po prostu miałam :)
Jeżeli o składy chodzi, oba są bardzo korzystne i mają szanse dobrze wpłynąć na stan paznokci i skórek wokół nich. Znajdziemy tu mieszankę dobroczynnych olejów(np olej jojoba, z pestek moreli, makadamia, oliwę, olej z wiesiołka) oraz witaminy A i E:

Olejek Alterry:
Glycine Soya Oil*, Simondsia Chinesis Seed Oil*, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Prunus Armeniaca Kernel Oil*, Olea Europaea Fruit Oil*, Vitis Vinifera Seed Oil, Persea Gratissima Oil, Limonene**, Betula Alba Leaf Extract*, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Ruscus Aculeatus Extract, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Citrus Nobilis Oil, Parfum**, Actinidia Chinesis Seed Extract, Hippophae Rhamnoides Oil*, Tocopherol, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Citrus Aurantifolia Oil, Helianthus Annus Seed Oil, Helianthus Annus Seed Oil*, Rosmarinus Officinalis Extract*, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Citral**, Linalool**, Geraniol** (18.02.2012)

* z kontrolowanej biologicznie uprawy
** z naturalnych olejków eterycznych


Rybki GAL:
  Oenothera Biennis (Evening Primrose) Oil, Gelatin, Glycerin, Tocopheryl acetate, Retinyl palmitate

Można co prawda stwierdzić, że koszt olejku lub rybek jest razem większy lub równy gotowym preparatom, ale po pierwsze - tych produktów używam do serum w ilości kilka mililitrów, resztę zużywając na włosy i twarz, a po drugie - urok serum leży w tym, że można tu puścić wodze fantazji ;)

Wspominałam na przykład, że za pierwszym razem użyłam m.in oleju z orzechów laskowych, dodałam też keratynę - bo akurat takie półprodukty miałam. Idalia wykorzystała rybki, olejek Khadi i mleczko jedwabne. Właściwie ważne jest, by w składnikach znalazło się coś co może poprawić stan paznokci, kluczem jest też systematyczność. A samo serum może zmieniać się z każdą porcją - i to jest najfajniejsze :)
Tak prezentuje się już gotowe w opakowaniu - osobiście polecam tego rodzaju aplikator, mniej wszystko się brudzi niż w przypadku buteleczki.

I to wszystko :) Proste serum do paznokci z olejami gotowe :)

poniedziałek, 10 marca 2014

Na ratunek paznokciom - sprawozdanie z frontu

Od grudnia trochę czasu minęło, a ja przez ten czas dzielnie walczyłam z moim paznokciowym problemem. Nie chciałabym zapeszać, ale jestem w tej chwili zadowolona ze stanu swoich paznokci, właściwie jedyne co, to muszę trochę bardziej je zapuścić, regularnie spiłowywałam bowiem zniszczoną płytkę, poza tym długie paznokcie przy ich wcześniejszej skłonności do łamania się i pękania nie były wskazane.
W grudniu prezentowały się tak:
W tej chwili wyglądają już tak:
Zdjęcia nie oddają w 100% jak zmieniły się moje paznokcie, są jednak o niebo zdrowsze, lepiej nawilżone, twardsze i nie łamią się, przestały się też rozdwajać. Delikatne bruzdy na płytce są niestety na stałe, ot, taka uroda. 
W końcu jednak nie muszę bać się otwierania czy używania różnych rzeczy, mogę też w końcu używać kolorowych lakierów z czego skwapliwie korzystam :) 
Na początku stosowałam pielęgnację jaką założyłam sobie w tym poście.
Utwardzasz Essence jako baza spisywał się wcale nieźle. Z pomocą serum olejowego i odżywki Inglota udało mi się rozjaśnić płytkę, nawilżyć i powstrzymać łamanie się paznokci. Trwało to ciut dłużej niż gdybym stosowała odżywkę typu pomaluj-zmyj(np Eveline), ale przyniosło efekty.
Dwa razy zmieniałam lekko skład serum gdy się kończyło, głównie kombinowałam z typami olejów(nadal poluję na naturalny olejek cytrynowy).

Mimo całej tej pielęgnacji nadal przeszkadzała mi jedna rzecz - moje paznokcie nie były tak twarde, jak powinny. Były miękkie, im rosły dłuższe tym bardziej zaczynały się wywijać/zaginać - nie byłam z tego zadowolona.
Zlikwidowałam ten problem z pomocą odżywki poleconej mi przez koleżankę - Mavali.
Mavala zawiera formaldehyd, ale także kilka różnych ekstraktów, m.in z czosnku. Smarowałam nią płytkę do połowy codziennie przez 3 tygodnie, potem tydzień przerwy. Teraz używam jej ok 2-3 razy w tygodniu, gdy po zmyciu lakieru noszę "gołe" paznokcie(najczęściej w weekendy).
To jej zawdzięczam znaczne utwardzenie moich paznokci, niestety z drugiej strony wysuszyła mi skórki wokół nich. Da się to jednak przeżyć - skórki można szybciej i prościej nawilżyć i doprowadzić do ładu.
W tej chwili stan moich paznokci mogę określić jako bardzo dobry. Pamiętam jednak jak łatwo można je sobie popsuć, dlatego stosuje prewencję - regenerująca/utwardzająca baza pod lakier(zamierzam znowu kupić Eveline 8w1, dobrze się w tej roli sprawdza), używanie odżywki i serum olejowego gdy paznokcie są bez lakieru, regularne kremowanie rąk - mam nadzieję, że dzięki temu prędko nie będę zmuszona sięgać po ciężkie działa ;)

niedziela, 9 marca 2014

Niedziela dla włosów - serum/maseczka olejowa

Kolejna niedziela i kolejne rozpieszczanie włosów :) Aż dziw, że nadal mam tyle pomysłów, co im zafundować.
Dzisiaj postanowiłam sięgnąć po coś, co ja nazywam serum olejowym, inni mogą podpiąć to pod miano maseczki. Zazwyczaj najlepiej lubię olejować włosy na sucho lub dodawać kilka kropli do maski przed myciem, są jednak takie oleje, które solo albo mi nie służą, albo, jak w tym przypadku, nie dają oszałamiających efektów, które lubię.
Olej z serii Bania Agafii darzę sympatią, zwłaszcza działa dobrze na skalp, co niestety nie zmienia faktu, że moje włosy lepiej wyglądają po innych olejach czy mieszankach solo. Ten na pewno je odżywia(z takim składem!), ale nie ma takiej mocy nabłyszczania czy dociążania - dlatego postanowiłam trochę mu w tym pomóc :)
Zmieszałam w miseczce porcję oleju z kilkoma innymi, dobrymi rzeczami - był tu i sok aloesowy, i kilka ulubionych półproduktów, były też dwie odżywki - jeden z balsamów Bani Agafii i maska z efektem laminowania.
Wszystko wymieszałam aż do uzyskania pożądanej konsysetncji, a prosot nie było, bo olej nie chciał od razu łączyć się z pozostałymi składnikami.
Tak to wyglądało przed:
A tak po:
Nałożyłam sam olej na skalp, serum na lekko zwilżone włosy, zawinęłam je w koczek i pod czepek.
Chodziłam tak około 2 godzin, umyłam włosy szamponem Eva Natura z mocniejszymi detergentami, na długości użyłam balsamu Mrs Potters.
Na koniec jeszcze odrobinę odzywki Gliss Kur w celu lepszego wygładzenia po myciu - i tak prezentowały się dzisiaj włosy:
Może tego nie widać, ale były mięsiste i nawilżone, takie jak lubię :)
Nadal jednak mam problem z dociążeniem końcówek, po podcięciu na prosto jest ciut lepiej, ale i tak trochę się wywijają :<

A tu taki mały bonus - kwiatki jakie dostałam na dzień kobiet :3

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...