Nawet bardzo różowo.
Na twarzy.
Kiedy pacnę swoje policzki i przypadkowe okolice różem. Różowym właśnie.
Nie spodziewałabym się nigdy, że tak ciężko może być znaleźć ładny, różowy róż. Nie brzoskwiniowy, nie z nutą koralu czy brązu. Czysto różowy. I w miarę dobrej cenie, bo takie różowe, ale za 40, 50+ złotych to i owszem, są.
W końcu jednak znalazłam i to dokładnie taki, jaki chciałam. W Inglocie. Za 26 złotych, co może najmniejszą ceną dla przeciętnej Polki nie jest, ale najdroższą także nie.
Różu tego używam odkąd go kupiłam, używam często, prawie codziennie, toteż opinię mam już wyrobioną. A opinia ta jest dobra, ponieważ najzwyczajniej w świecie Inglot robi fajne róże. Przynajmniej z tej serii.
Generalnie przechodząc koło wysp lub stoisk firmy zawsze kusi mnie wszystko - ceny są do przyjęcia, a różnorodność kolorów i wybór produktów do makijażu aż bije po oczach.
Nic więc dziwnego, że w poszukiwaniu różu w kolorze różowym podreptałam tam. I oczywiście miałam kłopot z wyborem, bo jakże inaczej ;)
Z pomocą miłej pani sprzedawczyni wybrałam kosmetyk z serii AMC - ponoć trzymać się mają lepiej i dłużej, a kolory są intensywniejsze. Nie miałam co prawda innych wersji, ale ta zapowiadała się obiecująco, no i te kolory - aż kilka odcieni różu, jaśniejsze, ciemniejsze, no dla mnie super. Dla innych korale, brzoskwinki i karmele także obecne.
Ja wybrałam ten o numerze 58.
Kolor może wydawać się ciemny i intensywny, ale na policzkach rozkłada się bardzo delikatnie i naturalne - właściwie krzywdę można zrobić sobie tylko wtedy, gdy nałożymy go grubo za dużo i wyjątkowo nieostrożnie - jedno czy dwa pociągnięcia lekko strzepniętym wcześniej pędzlem dają śliczny, naturalny efekt, który można stopniować w zależności od potrzeb, także mimo początkowych obaw jestem z koloru zadowolona.
Sam odcień wydaje mi się najlepszy do jasnych cer, chociaż nie ma chyba przeciwwskazań, by bardziej muśnięte słońcem dziewczyny się na niego(lub inny odcień z serii) nie skusiły ;)
Duży plus za wykończenie - matowe, ale nie płaskie, bez rozświetlających drobinek, tak ostatnio popularnych.
Róż trochę pyli niestety, ale pracuje mi się z nim bardzo dobrze. Nie osadza się w nadmiarze na pędzelku(chociaż ja zawsze i tak lekko strzepuję), na skórze tworzy fajny efekt i co najważniejsze - długo się trzyma. Wieczorem spokojnie widać go na twarzy, jest też dosyć odporny na ocieranie np o szalik czy nawet poduszkę.
Ma niestety swoje wady, a raczej jedną - ciężkie do otwierania opakowanie.
Samo w sobie jest ładne, minimalistyczne i cieszące oko, ale otworzyć je jest baaaardzo ciężko. Żeby się z nim nie męczyć wypracowałam metodę podważania wieczka pęsetą lub pilniczkiem - wychodzi najszybciej i bez strat.
Tu widać co się stało gdy otwierałam róż po raz pierwszy - siłowałam się z otwarciem paznokciami, aż w końcu udało mi się je otworzyć... z takim impetem, że pazurem zahaczyłam o produkt :<
Także tu radzę uważać.
Plastikowe wieczko trochę się tez brudzi, ale to chyba normalne przy różach, pudrach i rozświetlaczach.
Jeśli szukacie dobrego jakościowo różu w przyjemnych kolorach, a już zwłaszcza w odcieniu...różu to polecam zajrzeć do Inglota :) Ja na pewno tam wrócę gdy będę szukała kolejnego różu. Albo pudru. Albo cienia.
Tylko ktoś będzie musiał pomóc mi wybrać...
No cóż, ja też jak przechodzę koło ich "wysp" to zawsze coś kusi... :P
OdpowiedzUsuńKolor, zwłaszcza na paluchach wygląda przepięknie!
Ja mam słabą wolę, moja mama też i zawsze przynajmniej pojedynczy cień ląduje w naszej kolekcji :D
UsuńAch, najlepsze zakupy z mamą :D
UsuńU mnie to wygląda tak: "Oo! Patrz jakie piękne... Nie mam drobnych... Pożyczysz mi?? (na wieczne nieoddanie:P)"
ładne brudne kolorki :D !
OdpowiedzUsuńGdzie brudne?! :o
UsuńCałkiem ładny, ale ja akurat nie przepadam za tego typu odcieniami...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dopóki go nie wypróbowałabym trochę się go bałam, ale polubiliśmy sie jak widać ;)
Usuń