sobota, 8 marca 2014

Różowo mi

Nawet bardzo różowo. 
Na twarzy. 
Kiedy pacnę swoje policzki i przypadkowe okolice różem. Różowym właśnie.
Nie spodziewałabym się nigdy, że tak ciężko może być znaleźć ładny, różowy róż. Nie brzoskwiniowy, nie z nutą koralu czy brązu. Czysto różowy. I w miarę dobrej cenie, bo takie różowe, ale za 40, 50+ złotych to i owszem, są.
W końcu jednak znalazłam i to dokładnie taki, jaki chciałam. W Inglocie. Za 26 złotych, co może najmniejszą ceną dla przeciętnej Polki nie jest, ale najdroższą także nie.
Różu tego używam odkąd go kupiłam, używam często, prawie codziennie, toteż opinię mam już wyrobioną. A opinia ta jest dobra, ponieważ najzwyczajniej w świecie Inglot robi fajne róże. Przynajmniej z tej serii.
Generalnie przechodząc koło wysp lub stoisk firmy zawsze kusi mnie wszystko - ceny są do przyjęcia, a różnorodność kolorów i wybór produktów do makijażu aż bije po oczach.
Nic więc dziwnego, że w poszukiwaniu różu w kolorze różowym podreptałam tam. I oczywiście miałam kłopot z wyborem, bo jakże inaczej ;)
 Z pomocą miłej pani sprzedawczyni wybrałam kosmetyk z serii AMC - ponoć trzymać się mają lepiej i dłużej, a kolory są intensywniejsze. Nie miałam co prawda innych wersji, ale ta zapowiadała się obiecująco, no i te kolory - aż kilka odcieni różu, jaśniejsze, ciemniejsze, no dla mnie super. Dla innych korale, brzoskwinki i karmele także obecne.
Ja wybrałam ten o numerze 58.
Kolor może wydawać się ciemny i intensywny, ale na policzkach rozkłada się bardzo delikatnie i naturalne - właściwie krzywdę można zrobić sobie tylko wtedy, gdy nałożymy go grubo za dużo i wyjątkowo nieostrożnie - jedno czy dwa pociągnięcia lekko strzepniętym wcześniej pędzlem dają śliczny, naturalny efekt, który można stopniować w zależności od potrzeb, także mimo początkowych obaw jestem z koloru zadowolona.
Sam odcień wydaje mi się najlepszy do jasnych cer, chociaż nie ma chyba przeciwwskazań, by bardziej muśnięte słońcem dziewczyny się na niego(lub inny odcień z serii) nie skusiły ;)
Duży plus za wykończenie - matowe, ale nie płaskie, bez rozświetlających drobinek, tak ostatnio popularnych.
Róż trochę pyli niestety, ale pracuje mi się z nim bardzo dobrze. Nie osadza się w nadmiarze na pędzelku(chociaż ja zawsze i tak lekko strzepuję), na skórze tworzy fajny efekt i co najważniejsze - długo się trzyma. Wieczorem spokojnie widać go na twarzy, jest też dosyć odporny na ocieranie np o szalik czy nawet poduszkę.
Ma niestety swoje wady, a raczej jedną - ciężkie do otwierania opakowanie.
Samo w sobie jest ładne, minimalistyczne i cieszące oko, ale otworzyć je jest baaaardzo ciężko. Żeby się z nim nie męczyć wypracowałam metodę podważania wieczka pęsetą lub pilniczkiem - wychodzi najszybciej i bez strat.
Tu widać co się stało gdy otwierałam róż po raz pierwszy - siłowałam się z otwarciem paznokciami, aż w końcu udało mi się je otworzyć... z takim impetem, że pazurem zahaczyłam o produkt :<
Także tu radzę uważać. 
Plastikowe wieczko trochę się tez brudzi, ale to chyba normalne przy różach, pudrach i rozświetlaczach.
Jeśli szukacie dobrego jakościowo różu w przyjemnych kolorach, a już zwłaszcza w odcieniu...różu to polecam zajrzeć do Inglota :) Ja na pewno tam wrócę gdy będę szukała kolejnego różu. Albo pudru. Albo cienia.
Tylko ktoś będzie musiał pomóc mi wybrać...

7 komentarzy:

  1. No cóż, ja też jak przechodzę koło ich "wysp" to zawsze coś kusi... :P
    Kolor, zwłaszcza na paluchach wygląda przepięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam słabą wolę, moja mama też i zawsze przynajmniej pojedynczy cień ląduje w naszej kolekcji :D

      Usuń
    2. Ach, najlepsze zakupy z mamą :D
      U mnie to wygląda tak: "Oo! Patrz jakie piękne... Nie mam drobnych... Pożyczysz mi?? (na wieczne nieoddanie:P)"

      Usuń
  2. Całkiem ładny, ale ja akurat nie przepadam za tego typu odcieniami...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopóki go nie wypróbowałabym trochę się go bałam, ale polubiliśmy sie jak widać ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...