Ostatnio przeglądałam moje półki i zbiory(w końcu trwa akcja olejowania na potęgę) i muszę z przykrością stwierdzić, ze dysponuję dwiema buteleczkami olejów rafinowanych.
Kupione na początku włosomaniactwa, ze strony internetowej, skoro zachwalane, to biorę!
No właśnie, zastanawia mnie, po co na stronach sklepów z półproduktami oleje nierafinowane. I dlaczego tam są wypisane ich wartości dla skóry, włosów i w ogóle ciała, a może także i ducha.
To znaczy, cytując ze strony zsk(którą i tak nadal uważam za jedną lepszych z półproduktami):
# oleje rafinowane -
oleje także otrzymane w wyniku tłoczenia na zimno lecz dodatkowo
zostały one później dokładnie oczyszczone - np. poprzez filtrację na
ziemii okrzemkowej czy destylację pod zmniejszonym ciśnieniem. Oleje te
są mniej wrażliwe na podgrzewanie, mają też dłuższą trwałość w
porównaniu z produktem naturalnym. Dodatkową cechą jest pozbycie się
charakterystycznego koloru i zapachu - czasami jest to wada a czasami
zaleta :-). Oleje i masła rafinowane polecamy do stosowania w produkcji
mydeł - ze względu na odporność na wysoką temperaturę. Oleje rafinowane przeznaczone są także dla osób ze skłonnościami do alergii.
Także wobec tego owe oleje powinny nadal być dla nas wartościowe.
Tymczasem google, blogi i strony mówią nam, że:
Oleje rafinowane
Wyróżniamy dwa rodzaje olejów rafinowanych. Najczęściej dostępne to
oleje ekstrahowane w wysokich temperaturach za pomocą chemicznych
rozpuszczalników, którymi są silnie działające środki chemiczne
(heksan). Taki produkt poddawany jest obróbce chemicznej co ma na celu
wytworzenie produktu pozbawionego smaku, koloru, nadającego się przede
wszystkim do długoterminowego przechowywania. Smak zjełczenia został
usunięty, ale jego szkodliwe działanie pozostaje.
Wyróżniamy również oleje rafinowane tłoczone w prasach, a nie
ekstrahowane chemicznie (te przynajmniej nie zawierają pozostałości
chemicznych rozpuszczalników). Niemniej jednak oleje takie oprócz samej
ekstrakcji przechodzą przechodzą przez kilka faz produkcji , które
obejmują wpływ wysokiej temperatury i chemiczne ługowanie. W wyniku
procesu rafinacji oleje ostają wyjałowione z pewnych wartościowych
składników np. może im brakować chlorofilu, witaminy E, beta karotenu,
żelaza, wapnia, magnezu, miedzi i fosforu. Podczas procesu rafinacji
stosuje się bardzo wysokie temperatury, często przekraczające 200 stopni
C, a w takich temperaturach nienasycone kwasy tłuszczowe przekształcają
się syntetyczne tłuszcze zwane "kwasami tłuszczowymi trans". Te
syntetyczne kwasy tłuszczowe trans mają bardzo niekorzystny wpływ na
zdrowie.
Morał z tego jest taki - nie wierzymy do końca w to, co czytamy. Osobiście unikam teraz olejów rafinowanych - jakoś bezpieczniej czuję się wiedząc, że to, co używam ma kolor i zapach, a także składniki odżywcze tak na pewno :)
Rozumiem, że rafinowane, w jakikolwiek sposób są trwalsze i mają "dłuższy termin przydatności", ale jednak...
Są jednak osoby, które widzą rezultaty nawet po stosowaniu olei rafinowanych, chociażby na włosach. Być może więc nie wszystkie opatrzone tą nalepką są aż tak złe.
Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz, której pewnie nigdy się nie dowiem - jak to jest z olejami w kosmetykach?
Producenci niektórych zapewniają, że ich oleje są naturalne, ale czy można im wierzyć? No i niektórzy nie zapewniają :)
A jak zużyć taki olej, gdy ktoś nieopatrznie zakupił? Ja dodaję go do maseczek albo mieszam z innymi olejami, tymi naturalnymi, mając nadzieję, że coś tam jednak dobrego jeszcze w sobie ma.
Zdjęcia tym razem z szeroko pojętych internetów.
Hihi, jak można przedstawić ten sam proces w różny sposób :)
OdpowiedzUsuńJa głównie posiłkuje się oliwą z oliwek i biorę każdą jedną - każda mi pasuje ;)
Oliwa jest dobra, też lubię, podkradam z kuchni :)
UsuńCiekawe spostrzeżenie z tymi olejami w kosmetykach. :-)
OdpowiedzUsuńI teraz będzie mnie to męczyć... :D
Usuń