Dzisiaj poruszę temat dla wielu być może dziwaczny, ale ciekawi mnie, czy ktoś ma jeszcze podejście podobne do mojego ;)
Kobiety bardzo często dzielą się, w uproszczeniu, na dwa podstawowe typy: takie, które się malują i takie, które w ogóle tego nie robią.
O ile druga grupa nie leży w sferze moich zainteresowań, bo sama od liceum należę do pierwszej, o tyle właśnie ciekawi mnie, co kobiety malujące się uznają za priorytety i czemu jest nim podkład :D
Wiem, brzmi to bardzo w stylu "kto jest twoim autorytetem i dlaczego Stalin", ale obserwując koleżanki, czy czytając i przeglądając blogi zetknęłam się w przypadku makijażu najczęściej z dwoma podejściami: albo malujemy się całościowo(oczy+podkład, usta, róż itp.), albo stawiamy na delikatność i neutralność - podkład, puder, tusz, ewentualnie błyszczyk.
No i właśnie, podkład czy puder przewija się wszędzie, nawet jeśli stanowi niemal jedyny element całego makijażu. Ostatnio modne są też kremy BB, ale ogółem, coś na tej twarzy jest.
A u mnie nie :D
Od dawien dawna moja cera była kapryśna i chociaż w tej chwili jej stan oceniam na dobry/bardzo dobry, to nigdy nie noszę na niej podkładu.
Serio.
Owszem, w mojej kosmetyczce takowe istnieją, jak chociażby osławiony Revlon czy inny Max Factory. Ale używam ich tylko punktowo, zamiast korektora. Ewentualnie nakładam na powiekę zamiast bazy.
Nie noszę podkładu na całej twarzy i już. Nigdy tego nie robiłam, nawet kiedy miałam pełno kaszy i wyprysków. Nawet kiedy mam jakieś tam przebarwienia. Na skórę twarzy stosuję krem nawilżający i coś punktowo. I tyle.
Ostatni raz "pełny" makijaż miałam na sobie w sylwestra. A wcześniej na studniówce.
Dlaczego? Ano dlatego, że moja skóra, niezależnie w jakim stanie i niezależnie, jakiego podkładu, pudru, primera, etc., bym nie użyła zawsze, ale to zawsze reaguje zapychaniem.
Czasami jest to wysyp krostek na całym czole, czasami kilka pryszczy na brodzie i skroni, ale jeszcze chyba nie zdarzyło mi się, żeby po kilku godzinach noszenia podkładu(nawet nie całym dniu) i dokładnym zmyciu makijażu nic mi się z cerą nie działo.
Poza tym czuję, że mam coś na twarzy :D i nie lubię tego.
Jestem ciekawa, czy któraś z Was też tak ma? Bo jak na razie czuję się trochę dziwnie i nieco... zacofanie. Jak w prehistorycznych, ciemnych czasach...
a ja Ci strasznie zazdroszczę takiego podejścia. Ja bez podkładu (jeśli się w ogóle maluje) czułabym się łyso, źle, brzydko i niedobrze. Ogólnie bez dobrego podkładu mam wrażenie, że jakikolwiek inny makijaż wygląda nieestetycznie, a co zabawne: widzę to tylko u siebie ;)
OdpowiedzUsuńBo generalnie makijaż dopracowany zawsze lepiej wygląda z podkładem, jak cera jest ujednolicona. Tylko ja wolę chodzić bez niż męczyć się z dodatkowymi wypryskami :/
UsuńMnie bardzo cieszy jak się wymaluję, ale z drugiej strony bardzo często maluję tylko oczy i korektoruje cienie pod oczami na twarz nakładając jedynie krem.
OdpowiedzUsuńNiby się mówi, że podkład to bariera etc. ale jeśli Ci jego brak służy i nie przeszkadza to tylko zazdrościć :)
Bez podkładu to ja nie wychodze z domu ;)
OdpowiedzUsuńMam tak samo :) Od czasu do czasu jak mam gorszą twarz używam lekkiego podkładu albo kremu bb, ale jak tylko wracam do domu od razu myję twarz, bo również nie lubię tego uczucia ze mam cos na twarzy. Z reszta potem, tak jak u Ciebie, pojawia sie na mojej twarzy jakas niespodzianka. Nie znalazlam jeszcze podkladu, ktory by mnie nie zapchal; czytalam, ze oleje dobrze zmywaja silikony, a to one glownie zapychaja, dlatego sprobowalam metody ocm, ale ona jeszcze pogorszyla stan mojej skory. Od tej pory uzywam tylko kremu, korektora i pudru bambusowego.
OdpowiedzUsuń