Sesja zbliża się nieuchronnie, ale to okres przed nią jest najgorszy, bo jest najwięcej do zrobienia - oddawanie projektów, zaliczanie laboratoriów, zerówki z każdego niemal przedmiotu... Z tego powodu ostatnio prawie mnie nie ma, nie mam czasu ani weny - ale trochę żal mi tak nie pisać prawie nic, dlatego dzisiaj zjawiam się z prostą recenzją maski, która podbiła moje serce i jest w tej chwili moją ulubioną.
Mowa o Seri Natural Line - miód i migdały.
Maskę dorwałam w Naturze zachęcona jej pozytywnymi opiniami i składem. Kosztowała około 18 zł, co i tak nie stanowi wiele patrząc na pojemność(1 litr!) i szatańską wręcz wydajność - za każdym razem kiedy nabieram porcję maski mam wrażenie, że jej wcale nie ubywa!
Warto wspomnieć o konsystencji - jest zabawna, taka trochę woskowa, gęsta, ale dobrze się ją nakłada - i nie spływa z włosów, tylko siedzi na nich. Za to plus, jeden z wielu zresztą. Zapach jest przyjemny, słodki, ni to miód, ni to coś innego.
Od początku spodobał mi się skład. Chociaż tytułowe miód i ekstrakt z migdałów nie sa na pierwszym miejscu, generalnie składniki prezentują się fajnie - gliceryna, ów miód, soki owocowe, dalej gdzieś tam nawet panthenol.
Na pierwszy rzut oka można spodziewać się niezłego nawilżenia i blasku, bo soki owocowe mają generalnie takie działanie.
A jak jest w rzeczywistości?
Maskę stosuję po myciu, trzymam ją na włosach samą lub wzbogaconą od 10 do czasem 40 minut.
Za każdym razem efekty niezmiernie mnie zachwycają - niezależnie od tego co zrobię z włosami wcześniej, maska sprawia, że są wygładzone, błyszczące, miękkie i takie jak najbardziej lubię - dociążone. Dociążenie jest różne w zależności od czasu trzymania i ewentualnych dodatków(najczęściej kropla olejku lub gliceryny), ale jest. Kłaczki są mięsiste i tak miłe w dotyku, że ciągle chcę je głaskać i dotykać. Nawilżenie jest, blask jest - naprawdę, maska spełnia swoją rolę i pokładane w niej nadzieje i oczekiwania bardzo dobrze.
Zdecydowanie jest to moja ulubiona maska ;)
Miałam ją kiedyś, byłam z niej zadowolona :) Jednak to było już dawno, muszę do niej powrócić kiedyś :)
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo zadowolona ^^
UsuńPierwszy raz słyszę o tej masce:-)
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem jakiś czas była tylko w Hebe dostępna, natknęłam się na nią niespodziewanie w Naturze - więc popularna nie jest :) Ale polecam.
UsuńHmm, nie zauważyłam w mej Naturze? kurczę, przydałoby się jako letni zamiennik dla dobijającego dna Kallosa. Głównie kusi mnie dociążenie :D
OdpowiedzUsuńJa się zdziwiłam, że w mojej była, jeszcze w wersji winogronowej też :)
UsuńO właśnie mi wpadł w oko Twój post o przyjaciółce mojej maski :) pozdrawiam ! :)
OdpowiedzUsuń