Na początku włosomaniactwa wiele z nas(a właściwie większość świeżynek) rzuca się entuzjastycznie na wszystkie możliwe sposoby pielęgnacji. Wtedy też najczęściej zaczynamy się bać silikonów, gdyż jawią się one jako zło, demony z czeluści piekielnych i są gorsze niż Buka. A czy te biedne straszydła naprawdę zrobiły nam taką krzywdę? Najczęściej nie. Zdecydowanie nie zasługują na tak ponurą sławę ;)
Każda z nas marzy o pięknych i zdrowych włosach, najlepiej jak z reklamy - ale jesteśmy rozsądne i wiemy, że reklamy to twory grafików, a drogeryjne, popularne kosmetyki raczej ze zdrowymi dla włosów się nie kojarzą.
I często tak bywa, że składy niektórych produktów napakowane są alkoholem, który realnie wysusza, czy konserwantami i parabenami, które sporo osób odpychają(czy słusznie - nie mnie oceniać).
Ale często też w tej grupie darzonej niechęcią znajdują się silikony i żyjemy w przeświadczeniu, że silikonowa pielęgnacja jest be, a na widok silikonów w składzie kosmetyk automatycznie skreślamy i odstawiamy z powrotem na półkę.
Otóż NIESŁUSZNIE. Silikony nie są nam w stanie wyrządzić krzywdy innej niż wizualną, innej poza tym szkody nie czynią. Nie musicie wierzyć mi - tutaj KLIK artykuł Anwen o silikonach, tutaj KLIK o pułapkach bezsilikonowej pielęgnacji możecie poczytać u Wiedźmy.
Naturalna pielęgnacja owszem, odżywia włosy i nie ma wątpliwości, że to właśnie oleje czy maski są w stanie odratować zniszczone włosy.
Tylko że włosy, mimo najlepszej i najbogatszej pielęgnacji zawsze będą miały jakąś tam zdolność do niszczenia się. To normalne, że końcówki ocierają się o ubrania i rozdwajają. To normalne, że chlor czy słona woda latem wysuszają włosy. Podobnie jak prostownica, gorący strumień z suszarki, mróz i wiele innych czynników, które stoją na drodze do mocnych, zdrowych i pięknych włosów.
I tutaj właśnie wkraczają silikony, które od tego właśnie są - by chronić włosy przed czynnikami niszczącymi. Silikon oblepia włos - to dobrze, że tak robi! Dzięki temu końcówki tak szybko się nie zniszczą, a suszarka nie zrobi nam tyle krzywdy, fryzura będzie w pewnym stopniu odporna na zniszczenia mechaniczne - i nie tylko.
Silikony, oprócz ochrony przed niszczycielami z zewnątrz, w pewnym stopniu także zatrzymują wilgoć we włosach, dlatego warto nakładać trochę serum silikonowego na wilgotne włosy po umyciu. W dodatku mają moc wygładzania i ujarzmiania fryzury, nadają jej blasku, a silikonowe odżywki umożliwiają rozczesywanie.
Właśnie - serum i odżywka. W czym mogą być nasi mali przyjaciele? Sera silikonowe i "olejki" ochronne to najlepsze miejsce do ich spotkania. Sera Marion, Green Pharmacy, Biovax, olejki L'Oreal, GlissKur czy z wyższej półki Kerastase idealnie nadają się do wygładzania i ochrony.
Wiele jest też odżywek, tych do spłukiwania(np Garnier czy Dove) lub b/s(słynne mgiełki GlissKur). W drogeryjnych maskach także się zdarzają.
Właściwie jedyny produkt, w którym ja osobiście unikam silikonów to szampon. Wiadomo, że te substancje mogą trochę się nadbudowywać, i włosy trzeba co jakiś czas oczyścić. A właśnie szampony z silikonami przy dłuższym stosowaniu dają efekt odwrotny - włosy mogą być zbytnio obciążone i zaczynają się nieładnie strąkować. Mi się to kiedyś, jeszcze przed erą włosomaniactwa zdarzyło.
Mimo to nie zrezygnowałam z tych substancji całkowicie - wręcz przeciwnie. Uwielbiam silikony, gdyż moje włosy, mimo że cienkie, trudno dociążyć, mam też końcówki które lubią się rozdwajać - nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez dociążającego olejku czy serum.
Silikony sa moimi przyjaciółmi zimą i teraz, latem - świetnie chronią włosy na basenie i od słońca.
Jestem pewna, że z ostrożnym podejściem każdy może się z nimi zaprzyjaźnić - bo warto, dla pięknych i tak, tak - zdrowych włosów ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz