Tak tak, dzisiaj zafundowałam moim włosom "zabieg", który dotychczas próbowałam tylko raz, ponad rok temu. To laminowanie żelatyną. Stwierdziłam, że po ostatnich humektantowych przygodach i używaniu prawie wyłącznie nawilżaczy i olei od około trzech tygodni(ostatni raz proteiny gościły u mnie w czasie wieloetapowej pielęgnacji[klik]) należy im się trochę usztywnienia. Padło na żelatynę.
Oczywiście najpierw zafundowałam włosom na noc porcję nawilżenia - mgiełka z półproduktów, a na to olej(odrobina makowego). Rano włosy umyłam - długość Kallosem Banana, skalp nowym szamponem Petal Fresh do włosów farbowanych.
Na odsączone z nadmiaru wody, umyte włosy nałożyłam gęstą mieszankę, w skład której, oprócz rozpuszczonej żelatyny wchodziły: maska Kallos(jako wypełniacz emolientowy), odrobina maski jedwabnej Domowe Recepty(którą solo nałożyłam też na skalp) i kilka kropli oleju makowego.
Całość wyszła gęsta i kleista, ale przynajmniej nic nie spływało. Trzymałam pod czepkiem jakieś 20 minut, po czym spłukałam. Wysuszyłam jak zwykle - w towarzystwie sprayu Ecolab i serum silikonowego.
Efekty na słońcu(niestety wiatr) i w domu:
Włosy już przy spłukiwaniu były bardzo gładkie. Po wysuszeniu są niesamowicie milutkie i gładkie, a jednocześnie lekko usztywnione. Jedyne na co mogę narzekać, to niedociążone końce, ale liczyłam się z tym - proteiny tak na nie działają. Nie ucierpiały jednak, także są miękkie i miłe.
A tu aktualizacja:
Włosy ciągle są w dobrym stanie. Linia cięcia jest zazwyczaj jeszcze widoczna, dzisiaj wyjątkowo po proteinach końce są lekkie i niesforne ;)
Ogólnie jednak - włosy są gładkie i zdrowe, nie mam trudności z uzyskaniem dobrego wyglądu, praktycznie się nie puszą, końcówki nie zaczęły się niszczyć.
Włosy odzyskały właściwie poprzednią długość, przybyło im bowiem ok. 1,5 cm.
Produkty używane przez mnie najczęściej* w tym miesiącu:
- szampon Ecolab dla wrażliwej skóry głowy
- spray ułatwiający rozczesywanie Ecolab
- wcierka Ecolab dla włosów suchych
- olej lniany
- olej śliwkowy na końce
- serum Mythic Oil
- Kallos Omega do mycia
* - najczęściej nie znaczy zawsze. Lubię różnorodność(zarówno ja jak i włosy) dlatego np maski czy odżywki zmieniam zazwyczaj co mycie.
Bardzo ładnie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJaki ładny masz ten blondzik :) Nigdy nie laminowałam. Chyba jakaś nieteges jestem:<
OdpowiedzUsuńDzięki :) A widzisz, ja dopiero drugi raz, także też nie jestem jakaś trendy :D
UsuńLaminowałam w zeszłym roku i teraz mi o tym przypomniałaś:) Muszę w weekend znowu zastosować tę metodę:)
OdpowiedzUsuńNo ja też rok temu, nawet ciut więcej. jakoś tak mi się przypomniało, nawet nie wiem czemu :)
Usuńswietnie sie prezentują :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuńświetny efekt po laminowaniu! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie laminowałam włosów :) Trochę się boję, niby moje włosy lubią proteiny od czasu do czasu, ale nie wiem czy przeżyłyby taką dużą dawkę na raz...
OdpowiedzUsuńWow wyglądają super ! Ja też szykuję się na powtórkę z żelatyną :) pierwsza była nieudana ale moze teraz pojdzie lepiej :)
OdpowiedzUsuńPrzydało by się końce podciąć, ogólnie włoski ładnie się prezentują :)
OdpowiedzUsuńpo raz pierwszy słyszę o żelatynie!! a efekt jest powalający, wyglądaja meeega!
OdpowiedzUsuńPomóżmy sobie nawzajem i wspólnie zaobserwujmy nasze blogi, odezwij się:)
♥
LUCY DOES IT BETTER
chyba się skuszę na takie laminowanie, bo ostatnio płatają mi figle i w ogóle nie chcą współpracować :(
OdpowiedzUsuń