Postów zapachowych można się teraz u mnie spodziewać - jak wspominałam jesienią i zimą szczególnie uwielbiam klimatyczne zapachy, przyjemnie też pisze mi się ich recenzje, a mam sporo w zanadrzu - zarówno tych z zeszłego roku, których jeszcze nie opisywałam, jak i nowości, które z przyjemnością testuję.
I chociaż za oknem termometr wskazuje 20 stopni, to jednak w mojej głowie mieszka już jesień, więc miło jest po południu lub wieczorem otulić się przyjemnym aromatem. Tym razem są to kolejne(i zarazem ostatnie) nowości YC na jesień - Amber Moon i Honey Glow.
Honey Glow ma być "prawdziwym cudeńkiem, luksusowym drobiazgiem, który – mimo niewielkich rozmiarów – roztacza wokół siebie niezwykły, silny blask. Znajdziemy tu akordy miodowe – słodkie, lepiące, kojarzące się z boskim
nektarem. Uzupełnieniem tej bazy są nuty męskie, zdecydowane, nieco
szorstkie, ale przede wszystkim – otulające, dające poczucie
bezpieczeństwa". Nuty zapachowe kompozycji to miód i woda kolońska.
Muszę przyznać, że zapach jest ładny. Ciepły i otulający, ma moc, ale nie jest nachalny. Przyjemny towarzysz jesiennego wieczoru. Mimo wszystko jednak nie zachwycił mnie jakoś szczególnie jeśli chodzi o oryginalność, chociaż ogólnie mi się podoba.. Mam jednak takie wrażenie, jakbym coś podobnego gdzieś, kiedyś wąchała. I to wśród wosków Yankee. Nie umiem teraz powiedzieć dokładnie do czego jest podobny, ale jest - nieco wtórny, chociaż nie ujmuje mu to uroku. Jest delikatnie męski, chociaż nie tak jak niektóre propozycje firmy. Perfumeryjny zdecydowanie, może troszkę "luksusowy" :)
Ostatnia propozycja to Amber Moon, który jest dla mnie małą zagwozdką. Wyczuwalne aromaty to bursztyn, paczula, drzewo sandałowe, grejpfrut, pomarańcza, woda kolońska, a aromat określany jest następująco: "pierwsze skrzypce w tej nastrojowej historii grają: aromat rozgrzanego
bursztynu, nuty paczuli i drzewa sandałowego oraz akordy kojarzące się z
orzeźwiającym, wieczornym wiatrem. Całość jest konceptualna, idealnie
zbilansowana, wciągająca. Amber Moon daje wytchnienie po ciężkim dniu,
pobudza wyobraźnię, przypomina o niedawnych wakacjach i romantycznych
chwilach spędzanych nad brzegiem morza. Kompozycja pachnie ciepło,
przyjaźnie". A dlaczego to zagwozdka?
Mam pewien problem z wyczuciem tego zapachu, mam wrażenie, że jest nierównomierny. W opakowaniu pachnie intensywnie, po dopaleniu jednak przez dobre 15 minut nie czułam nic. Potem nagle pojawił się aromat, wypełniając pomieszczenie, popachniał intensywnie, po czym znowu jakby się rozproszył. I tak na zmianę - raz go czuć, raz nie. Nie mam pojęcia z czym to jest związane, jednak trochę szkoda, gdyż zapach jest bardzo ładny.
Rzeczywiście czuć tu lekką męską, cięższą nutę wody kolońskiej, paczuli i drzewa sandałowego, podszytą cytrusami, ale są to zupełnie inne cytrusy niż chociażby w Ginger Dusk. Tutaj stanowią dodatek, leciutki powiew świeżości, który równoważy kompozycję, nie przytłaczając.
Zapach podobnie jak Honey Glow jest ciepły i otulający, a gdy już go czuć, to rzeczywiście w całym pomieszczeniu :)
Zarówno Honey Glow jak i Amber Moon kompozycyjnie przypadły mi do gustu, wpisując się idealnie w moje upodobania i porę roku. Generalnie - polecam, jeśli lubicie otulające, nieco męskie i podobne do perfum zapachy :)
Honey Glow jest bardzo podobny do miodu z przyprawami Yankee :)
OdpowiedzUsuń