Bardzo lubię rosyjskie produkty, chociaż może zgodnie z polityczną poprawnością nie powinnam. Swego czasu, wcale nie tak dawno niektóre blogerki przywoływały ukraińsko-rosyjski konflikt w postach w których rozważały etykę kupowania kosmetyków zza wschodniej granicy.
Ja jednak oddzielam działania militarne i agresywne od produkcji bądź co bądź bardzo dobrych i jednocześnie tanich(czasem wręcz śmiesznie) produktów. Dlatego dzisiaj zapraszam na recenzje maseczek z serii Bania Agafii :)
W moim posiadaniu już od dłuższego czasu znajdują się trzy z kilku dostępnych masek, a jeszcze większej liczby saszetek ogólnie. Są to kolejno: maseczka oczyszczająca, tonizująca(daurska) i odmładzająca. O tej ostatniej już pisałam w lutym tutaj i zdania nie zmieniłam - bardzo ją lubię.
Od tego czasu zdążyłam jednak przetestować dokładne jej siostry i myślę, że mogę podzielić się moimi wrażeniami.
Zacznę od tego, że opakowania tych maseczek są nie tylko spójne, praktyczne i przemyślane - są piękne w swojej ozdobności, połysku i fakturze. Naprawdę muszę zamieścić tu te zdjęcia, gdyż niezmiennie jestem zachwycona.
Czy te szczegóły nie są urzekające?
I ten połysk, kolorystyka, nieco staroświecki duch... Przy okazji opakowania są bardzo praktyczne - produkt łatwo wydobyć, można zawsze wcisnąć je gdzieś na półkę, bo nie zajmują dużo miejsca, a mimo to mieszczą aż 100 ml maseczki - biorąc pod uwagę jak niewiele trzeba by dokładnie pokryć całą twarz i szyję wydajność jest wręcz szatańska.
Otwór z plastiku dozuje odpowiednie dawki produktu, nie ma raczej obawy, ze coś nam się wyleje lub zmarnuje. Przynajmniej mi się nie zdarzyło.
Co zaś do działania - to jest bardzo dobre. Maska tonizująca, zwana także daurską bardzo ładnie i przyjemnie nawilża skórę i sprawia, że ta staje się miękka i odżywiona. Nie można jednak przesadzać z czasem trzymania bowiem w przypadku tej czasami odczuwam hm, nie tyle podrażnienie, ile brak ukojenia, czasami widać lekkie zaczerwienienie które jednak szybko znika. Widocznie któryś z ekstraktów ziołowych(je podejrzewam) ma wyjątkowo silne działanie. Zawsze należy uważać, zwłaszcza z twarzą, a wiadomo, że zioła i wyciągi roślinne mogą podrażniać.
To tak ku przypomnieniu, bowiem ogólnie jestem z maseczki zadowolona. Mam skórę normalną, czasami w zimie przesuszoną, a ta wersja dobrze się na niej sprawdza.
Ma kremowa, niezbyt gęstą konsystencję przypominającą raczej krem niż maseczkę, częściowo też się wchłania gdy nałożyć cienką warstwę. Kolor jest delikatnie bladofioletowy, a zapach... Och, warto ja kupić chociażby dla samego zapachu - jeden z piękniejszych jakie wąchałam! Cudownie kwiatowy, ale nienachalny. Wyczuwam tu lilię i inne kwiaty z jakąś świeżą nutą - cudo!
Ostatnia z posiadanych przeze mnie maseczek jest zarazem moją ulubioną. Wersja oczyszczająca na moim typie cery sprawdza się świetnie - dobrze, ale delikatnie oczyszcza nie podrażniając, a cerę zostawia gładką i przyjemnie zmatowioną - uwielbiam ten efekt i używam jej przed każdym większym wyjściem. Przygotowuje też skórę na przyjęcie wszelkich kremów, olejków, ser czy makijażu.
Być może na bardzo tłustych cerach efekt byłby mniej spektakularny, ale polecam spróbować, zwłaszcza jeśli lubicie glinki - ta maseczka bazuje na niej i jest idealną alternatywą jeśli ktoś nie lubi mieszać glinek od zera, bądź nie ma na to czasu i/lub cierpliwości.
Konsystencja jest właśnie glinkowa, kto używał, ten wie - gęsta i gliniasta, ale w lżejszej niż czyste glinki odmianie. Kolor ma biały i nie wchłania się, a lekko zastyga na twarzy. Czuję w niej typową dla glinek ziemistą woń, ale lżejszą i coś jeszcze - jakieś ślady kwiatów, być może jest to malwa czy coś około tego. Tu wklejam składy obu maseczek, daurskiej:
Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride,
Butyrospermum Parkii (SheaButter), Cetearyl Alcohol, Glycerin, Organic
Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Kaolin, Lilium
Davuricum Flower Extract, Organic Citraria Nivalis Extract, Borago
Officinalis Juice, Xanthan Gum, Sodium Cetearyl Sulfate, Carbomer,
Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.
i oczyszczającej:
Aqua, Kaolin, Glycerin, Organic
Centaurea Cyanus Flower Water, Cetearyl Alcohol, Zinc Oxide, Bentonite
(and) Xanthan Gum, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Organic Malva
Sylvestris (Mallow) Flower Extract, Avena Sativa (Oat) Kernel Powder,
Sodium Cetearyl Sulfate, Benzyl Alcohol, Parfum.
Przyjemne i typowe dla rosyjskich kosmetyków naturalnych.
A wspominałam już, że te maseczki kosztują koło 5-6 złotych za te 100ml? Szczerze mówiąc sama nie wierzyłam ani w cenę, ani w to, że może to być dobre - ale jest. W dodatku na każdą kieszeń, więc gorąco polecam spróbować którejś - nawet jeśli nie zadziała, to nie zmarnujecie zbyt wielkich pieniędzy, a wersji do wyboru jest sporo. Mnie kusi jeszcze wersja multiwitaminowa i pewnie za jakiś czas ją nabędę, bo w sumie...aż szkoda nie wypróbować ;)
wszyscy wypowiadają się o tych maseczkach w samych superlatywach! ja niestety po składzie widzę, że ta oczyszczająca nie jest dla mnie przez oliwę z oliwek. przy dauryjskiej obawiałabym się o trójglicerydy, ale może się skuszę ;))
OdpowiedzUsuńTych maseczek dostępnych jest kilka rodzajów - oczyszczająca jest jeszcze np dziegciowa, jeszcze jedna wersja tonizująca też wydaje mi się, że istnieje - także możesz poszperać i poczytać składy, może znajdziesz coś dla siebie :)
Usuń