Święta się skończyły, a wraz z nimi pokarmowe grzeszki(chociaż już po jednym dniu miałam dość śledzi, szynki i sałatek). I wraz z piękną pogodą(w tej chwili burza) przyszedł czas by podjąć próbę ćwiczeń, motywacji i diety ;)
Od sierpnia chodziłam regularnie prawie 3 miesiące na siłownię i udało mi się schudnąć parę kilo i całkiem fajnie zbudować kondycję. Ale potem przyszły zajęcia, dziwny plan i jesień = mało czasu i mało chęci - w efekcie przestałam ćwiczyć i pilnować kalorii, co u mnie skutkuje niestety zawsze kilkoma kilogramami więcej. Tak już mam ja i cała rodzina, więc muszę się pilnować.
Motywacja jednak mi wróciła, czasu nadal mam mało, ale teraz trochę wolnych dni przede mną, w dodatku słońce wcześniej wstaje i później zachodzi, mogę więc więcej zrobić i mam więcej energii na wszystko(pod warunkiem, że to nie metody numeryczne) :)
Mój plan?
Liczenie kalorii i pilnowanie co jem -więcej warzyw, owoców, dużo mniej słodyczy(a najlepiej wcale) i niezdrowych przekąsek.
Ruch - ćwiczenie w domu i przebieżki po dworze. Dzisiaj odhaczam kolejny dzień ćwiczeń, a wyglądają one tak:
Ponieważ jestem biegowym antytalentem tym razem postanowiłam rozpocząć bieganie z głową, od rozgrzewki. W sierpniu rzuciłam się na głęboką wodę i bieżnię na siłowni, po pierwszym razie ledwo mogłam chodzić, ale po 3 miesiącach widziałam różnicę w formie. Teraz, po 9 tygodniach powinnam dać radę biegać bez przerwy około 5 km/30-40 minut i to mój pierwszy poważniejszy cel :) Plan wydaje się całkiem możliwy do realizacji i przede wszystkim - w miarę rozsądny, dopasowany do moich możliwości.
Oprócz tego podjęłam kilka wyzwań:
Czasami, dla urozmaicenia postaram się pójść na basen lub wykonać ćwiczenia z licznych kanałów Youtube na spalanie tłuszczyku, ale najpierw muszę zorganizować sobie "pracę" i jadłospis w tygodniu i upakować jakoś ćwiczenie codziennie do grafika studiów, który mam niestety dosyć napięty, zwłaszcza w środku tygodnia.
Powyższy program może być dla mnie wyzwaniem logistycznym, jednak pod względem ćwiczeniowym nie powinno być źle, coś z mojej letniej kondycji mi zostało, więc na razie, do wakacji powinnam dać radę. Potem być może coś bardziej wymagającego?
Mam nadzieję, że mi się uda, a ten post stanowi motywację - w końcu ogłaszam to publicznie, wstyd by było porzucić swoje zamiary, prawda? ;)
23 minuty deski? łoo chyba bym umarła :o zahaczę sobie o przysiady i brzuchy, a w czerwcu może zacznę biegać? ale to najpierw muszę buty kupić :D
OdpowiedzUsuńTa deska przyznam przeraża mnie najbardziej :D I chyba będę robić sobie przerwy, to znaczy 23 minuty dziennie, nie na raz, tylko rozłożone xD
UsuńJa buty na razie mam do fitnessu, muszę z nimi żyć - kupię nowe wtedy kiedy uda mi się trochę wytrzymać i będę widzieć, ze wydatek się nie zmarnuje ;)
Trzymam kciuki, ja też zaczęłam biegać w tym tygodniu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem :) Chociaż jak na razie "bieganiem" w moim przypadku bym tego nie nazwała, tylko rozgrzewką :D
Usuń