wtorek, 9 września 2014

Zapachowo III: świeca BB&W

Uwielbiam odkrywać nowe zapachy. Najczęściej są to woski, czasami saszetki do szafy czy zapachy samochodowe. W tych formach są najbardziej pachnące, sprawdzają się u mnie najlepiej.  Do świeczek jak do tej pory nie miałam większego szczęścia - duży słój YC i mały sampler zdecydowanie nie mają takiej mocy, jakiej bym sobie życzyła i jakiej bym oczekiwała. Będąc jednak w sklepie Bath&Body Works skusiłam się na jedną z cudnie pachnących świeczek tejże firmy. Jak wypadła na tle poprzednich?


Moją uwagę na początku przyciągnęło opakowanie - generalnie świece B&BW, niezależnie od typu(a jest ich kilka) prezentują się bardzo ładnie. Taka forma podoba mi się jednak bardziej niż słoiki YC, przynajmniej w moim pokoju.
Szkło jest solidne, pokrywka także, mimo transportowania w walizce w autokarze nic się nie stało, nie stłukło ani nie zarysowało.
Całość, z etykietą na czele zaprojektowana jest w nieco staroświeckim, ale klimatycznym stylu. Świece w tych słoiczkach mają kolory i mój idealnie pasuje do mojego wnętrza.
Zapach nazywa się Honeysuckle Bouquet, co po polsku oznacza bukiet wiciokrzewu. Przyznam, że nigdy wcześniej nie wąchałam wiciokrzewu, nie mam go w ogrodzie, więc nie mogę ocenić, ile jest go tam, ale z pewnością nie pozostaje sam. Na stronie udało mi znaleźć opis, z którego wynika, że towarzyszy mu peonia i odrobinka wanilii. Cóż, aromat zdecydowanie jest kwiatowy, słodki, ale ciepły - zapewne zasługa owej wanilii. Słodycz nie jest zresztą nachalna, a przyjemna dla nosa, leciutko egzotyczna, a przez to niebanalna. Przyznam, że takiej kompozycji jeszcze nie wąchałam. Zdecydowanie mi się ona podoba.
A jak z trwałością i intensywnością? Otóż na zimno zapach czuć mocno gdy przyłożę nos do słoiczka. Okej, wiele wosków też tak czuć, i tka jest lepiej, bo np w przypadku dużej świecy YC i to jest trudne(ale może ja mam wadliwy egzemplarz). 
Przy pierwszym rozpaleniu poczułam rozczarowanie - nie czułam zapachu dopóki nie podeszłam bliżej. Nie chcąc się jednak uprzedzać dałam świecy drugą szansę.
Za drugim razem paliłam ją dłużej, myślę że ponad godzinę. Cała górna warstwa wosku zrobiła się płynna* i muszę przyznać - wtedy zapach było czuć. Rozniósł się po całym pokoju, chociaż na korytarzu już nie było go czuć(co udaje się wielu woskom).
Nie był to silny aromat, ale przyjemny, lekki i odprężający. Taki, który towarzyszy, ale nie włazi do nosa. Przede wszystkim jednak - było go w końcu czuć. świeca się obroniła.
Świeca jest ładna, elegancka, ładnie pachnie i czuć ją - jestem zadowolona z zakupu, w sumie dosyć spontanicznego. Na pewno na trochę mi starczy. Jednak czy jest warta 40 złotych, które na nią wydałam? Nie do końca, gdyż za te cenę można kupić kilka wosków, które pachną równie ładnie, ale mocniej, dłużej i od razu. No i nie zostawiają po zgaszeniu tego charakterystycznego zapachu dymu - podgrzewacze są za małe by był on bardzo wyczuwalny, w przypadku świecy niestety go czuć.
W przyszłości może skusze się kiedyś jeszcze na jakieś świece, kusi mnie ich trochę, chociaż szkoda, że niektóre firmy prócz świec nie decydują się wypuścić także wosków.

*Ponoć tak powinno się robić - nie powinno się gasić świec zanim górna warstwa całkiem się nie stopi - i coś w tym jest, wosk nie osiada wtedy na bokach naczynia, a układa się ładnymi, równymi warstwami.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam świecie wszelkiego rodzaju, szczególnie jesienno-zimową porą. :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...